-
Ostatnie wpisy
- Zabezpieczone: reklamy
- Nie musisz wyjeżdżać na pustynię Kalahari
- Żre, nie żre, żre ale nas
- Cały misterny plan…
- 500 odcieni klasizmu
- Mój wkład do dyskusji o uchodźcach
- Historia gospodarcza Polski na jednym wykresie
- Mity na temat greckich mitów
- Inne spojrzenie na amerykańskie strzelaniny
- Czy zamożność frankowców to mit?
- Terroryści i oszczercy
Zabezpieczone: reklamy
Zaszufladkowano do kategorii Bez kategorii
Wpisz swoje hasło, aby zobaczyć komentarze.
Nie musisz wyjeżdżać na pustynię Kalahari
Powoli brnę przez Od zwierząt do bogów autorstwa Yuvala Noaha Harariego. Po zapoznaniu się z tą recenzją nie wiem czy postępuję właściwie ale w dziedzinie czytelnictwa ucinanie strat przychodzi mi trudniej niż w życiu zawodowym.
Na 69 stronie Harari przedstawia życie zbieraczy-łowców i formułuje wyjątkowo lekkomyślną opinię, że zbieracze-łowcy wiedli żywot bardziej wygodny i satysfakcjonujący niż większość (…) robotników i pracowników biurowych, którzy po nich nastali. Jego pierwszy argument wygląda tak: Podczas gdy obywatele dzisiejszych zamożnych społeczeństw przeciętnie pracują 40-45 godzin tygodniowo a mieszkańcy krajów rozwijających się nawet 60-80 godzin, dzisiejsi zbieracze-łowcy zamieszkujący najbardziej nieprzyjazne środowisko – pustynię Kalahari – poświęcają na pracę 35-45 godzin tygodniowo.
Wcześniej Harari opisuje zbieraczy-łowców i wskazuje, że w większości przypadków ich cały majątek ogranicza się do rzeczy, które osoba jest w stanie samodzielnie przenieść. Rozumiem to tak: jedna para odzieży, podstawowe narzędzia, jakaś figurka kultu. Harari wspomina także, że zbieracze-łowcy żyli w nieustannym zagrożeniu głodem. To dlatego wykształcił się instynkt ucztowania na znalezionym źródle wysokokalorycznego pożywienia. Instynkt, który przy współczesnych cenie jednej kalorii prowadzi do epidemii otyłości – jak głosi jedna z teorii. Nie mieli także dostępu do publicznej edukacji, opieki zdrowia i systemu rentowo-emerytalnego.
Zaszufladkowano do kategorii Gospodarka
Otagowano minimum egzystencji, Od zwierząt do bogów
Możliwość komentowania Nie musisz wyjeżdżać na pustynię Kalahari została wyłączona
Żre, nie żre, żre ale nas
Zastanawialiście się kiedyś co sobie myśli przeciętny Polak, który wchodzi na antypisowski portal informacyjny i widzi dwa albo trzy teksty o porażce aukcji koni w Janowie?
Wczoraj zadałem sobie to pytanie. Próba znalezienia na nie odpowiedzi doprowadziła do sformułowania hipotezy, że rozłożenie hodowli koni arabskich w Polsce (za antypisowskimi mediami przyjmuję to za fakt) może zwiększać poparcie społeczne PiS. Wiem, że jest to kontrowersyjna opinia, z daleka pachnąca lepką na przyciągnięcie uwagi. Opiera się jednak na dwóch prostych i rozsądnych założeniach.
Zaszufladkowano do kategorii Polityka
Otagowano kanapowy pundit
Możliwość komentowania Żre, nie żre, żre ale nas została wyłączona
Cały misterny plan…
Jeszcze kilka dni temu tylko spiskowcy z prawicowych portali mogli sugerować, że pracownicy aparatu bezpieczeństwa PRL zagarnęli dokumenty kompromitujące wpływowych polityków, sędziów czy policjantów i wykorzystywali je w układania sobie życia w III RP. Tego typu teorie przez zdecydowaną część III RP skazane były na margines debaty publicznej przez dominującą narrację.
Okazało się, że jeden z najważniejszych ludzi służb przez niemal cały okres III RP trzymał dosłownie pudła esbeckich dokumentów potencjalnie kompromitujących najważniejszego polskiego polityka lat 90. Być może są gdzieś ludzie, którzy myślą, że Kiszczak robił to z powodów sentymentalnych. Z całą pewnością znajdą się ludzie argumentujący, że robił to by Lecha Wałęsę chronić, którzy nie zadadzą sobie trudu by zastanowić się dlaczego Kiszczak tych dokumentów po prostu nie zniszczył.
500 odcieni klasizmu
Być może najbardziej fascynującym aspektem klasizmu jest jego ponadklasowość. Nie jest niespodzianką, że medialny ekspert z tytułem profesora dzieli się z czytelnikami gazety niesprawiedliwymi, opartymi na uprzedzeniach opiniami o ludziach z niskim statusem ekonomicznym. Nie jest zaskoczeniem, że podobne nastawienie przejawią przedstawiciele biurowej klasy średniej, którzy z wyraźną wyższością spoglądają na gorzej zarabiających i gorzej wykształconych ludzi. Do refleksji skłania fakt, że klasistowskie poglądy przejawiają także ludzie o niskim statusie ekonomicznym. W ostatnich tygodniach spotkałem ludzi zarabiających niewiele powyżej minimalnego wynagrodzenia, którzy dzielili się uwagami o dzieciorobach, którzy przepiją każdą z 500 złotówek, które dostawać będą w ramach rządowego programu 500+. Na uwagę, że przecież oni sami albo ich znajomi mogą być beneficjentami tego programu odpowiadali, że to coś zupełnie innego i oni na pewno mądrze wykorzystaliby te pieniądze.
Merriam-Webster definiuje klasizm jako niesprawiedliwe traktowanie ludzi z powodu ich ekonomicznego statusu, uprzedzenie lub dyskryminacja oparte na klasie społecznej. W tym kontekście będę pisać o klasizmie. Według mnie jednym z najważniejszych aspektów klasizmu jest przypisywanie osobom z niskim statusem ekonomicznych niskich standardów moralnych. Lustrzanym odbiciem takiej postawy jest przekonanie o wysokich standardach moralnych przedstawicieli ekonomicznej lub edukacyjnej elity.
Dyskusja* o rządowym programie 500+ pokazała ogromną rolę, którą klasizm odgrywa w kształtowaniu opinii społecznej w sprawach polityki socjalnej. Na potrzeby niniejszego tekstu szukałem idealnego przykładu klasistowskiej postawy w dyskusji o programie 500+. Moja cierpliwość została wynagrodzona. Okazało, że przedstawiciel rządu, dla którego program 500+ jest sztandarowym elementem polityki społecznej, wystąpił z propozycją, która idealnie pokazuje istotę klasistowskiego myślenia. Minister Sprawiedliwości, wnuk polskiego oficera, Zbigniew Ziobro zaproponował by pieniądze transferowane w ramach programu 500+:
- deponować na specjalnym koncie
- wypłacać z tego konta specjalną kartą płatniczą
- tylko w ramach zapłaty za artykuły ściśle przeznaczone dla dzieci, na przykład ubrania, kosmetyki, środki pielęgnacji, produkty żywnościowe
Mój wkład do dyskusji o uchodźcach
Stworzyłem sobie nienajgorszy pretekst do napisania niniejszego tekstu. Brzmi on mniej więcej tak: w dyskusji publicznej bardziej od nierzetelnych argumentów za sprawami, które nie popieram denerwują mnie nierzetelne argumenty za sprawami, które popieram. W dyskusji o uchodźcach po stronie zwolenników przyjęcia uchodźców pojawiło się kilka argumentów, które na tyle mnie zirytowały, że postanowiłem o nich napisać.
Zacznijmy od sprawy najważniejszej. Najbardziej widocznym argumentem za przyjęciem uchodźców jest wskazywanie, że krytycy tego pomysłu to islamofobiczni, ksenofobiczni szowiniści a argumenty, którymi się posługują oparte są albo na kulturowych czy religijnych uprzedzeniach albo na znalezionych w internecie półprawdach i manipulacjach. To jest klasyczny argument od błędu wzmocniony argumentem winy przez skojarzenie. To, że krzykliwa grupka bardzo niesympatycznych ludzi podpierając się zmyślonymi lub zmanipulowanymi danymi sprzeciwia się jakiejś idei nie znaczy, że ta idea jest słuszna i poprawna. Pokażę to na najprostszym z możliwych przykładów: Hitler i naziści propagowali zdrowy tryb życia i zapewne argumentowali tę postawę troską o siłę rasy. To nie znaczy, że idea propagowania zdrowego trybu życia jest błędna.
Historia gospodarcza Polski na jednym wykresie
Trwa w Polsce dyskusja o bilansie transformacji. Od czasu do czasu biorę udział w tej dyskusji. W ostatnim tekście zestawiłem wyniki polskiego eksperymentu z transformacją i greckiego eksperymentu z budowaniem dobrobytu przez systematyczne zadłużanie się. Okazało się, że w dwie dekady zamożność Polski, z połowy poziomu Grecji dotarła niemal do parytetu.
Postanowiłem poszerzyć zakres czasowy tego porównania i dodać kilka innych państw: Hiszpanię, Portugalię, Finlandię i Węgry. Wykres obejmuje okres od 1950 roku i powstał ze sklejenia dwóch serii danych – Angusa Maddisona (do 1991) i OECD (od 1991). Myślę, że wykres poprawnie pokazuje trendy w zamożności wspomnianych państw. Na wykresie pokazano ważone siłą nabywczą PKB per capita ale nie w wartościach bezwzględnych lecz jako odsetek amerykańskiego PKB per capita. W ten sposób zamożność poszczególnych państw sprowadziłem do wspólnego mianownika – zamożności największej gospodarki rynkowej.
Zwróćcie na to uwagę przy interpretacji wykresu – rosnąca linia oznacza, że państwo nadrabia dystans do USA. Opadająca linia oznacza, że państwo dystans do USA traci (a nie, że PKB per capita spada). Naturalnie, należałoby oczekiwać, że w długim okresie wszystkie pokazane na wykresie państwa będą USA gonić.
Zaszufladkowano do kategorii Gospodarka
Otagowano Grecja, historia gospodarcza, Polska, PRL
48 komentarzy