Poważna analiza niepoważnego pomysłu

Gdy wydawało się, że pomysł stypendium socjalnego zakładający wypłacanie przez polskich podatników 1 000 złotych miesięcznie każdemu dziecku do 18 roku życia (a więc 216 000 złotych łącznie) jest szczytem możliwości prof. Rybińskiego, rozwinął on swoją ideę i oświadczył, że stypendium socjalne dotyczyć będzie tylko nowo narodzonych dzieci.

Wyobraźmy więc sobie tę sytuację. Rok 2015 – prof. Rybiński zostaje ministrem finansów. Od 2016 roku wszystkie nowo narodzone dzieci otrzymują 12 000 złotych rocznie. Rodzice 1 600 000 dzieci urodzonych w latach 2012-2015 płacą podatki, z których finansowany jest gigantyczny bonus, zapewniający gigantyczną przewagę rozwojową dzieciom urodzonym po 2015 roku.

Rodzice 1 600 000 dzieci urodzonych w latach 2012-2015 otrzymali właśnie najważniejszą lekcję swojego życia – pomyślność ich dzieci w Polsce zależy od widzimisię urzędnika, który jednych podpisem decyduje, że dzieci urodzone w 2015 roku nie otrzymają od państwa stypendium demograficznego, a dzieci urodzone w 2016 roku otrzymają przez pierwsze 18 lat swojego życia 216 000 złotych.

Prof. Rybiński napisał tak: moja propozycja stypendium demograficznego dotyczy nowo narodzonych dzieci i kosztuje w pierwszym roku 6 mld złotych, przy założeniu że liczba urodzeń wzrośnie z 400 do 500 tysięcy dzieci.

Myślę, że fenomen prof. Rybińskiego polega na tym, że jednym niepozornym zdaniu potrafi zawrzeć przynajmniej kilka problemów, nad którymi nie sposób przejść obojętnie.

Zacznijmy od umiejętności marketingowych prof. Rybińskiego. Proponuje on długoterminowy, de facto wielopokoleniowy program socjalny i podaje jego koszt w pierwszym roku trwania programu. Ot, nic nie znaczące 6 mld złotych. A teraz popatrzcie jaką moc posiada bloger wyposażony w Excela:

I kolumna to rok trwania programu, II kolumna to liczba dzieci w (mln) objęta programem, III kolumna to roczne wydatki na program w mld złotych, IV kolumna to łączne wydatki na program od początku istnienia w mld złotych.

W osiemnastym roku działania programu będzie on kosztować 108 mld złotych. Obecne dochody budżetu to około 290 mld złotych. Zakładając, że dochody budżetu nie będą się realnie zwiększać a stypendium demograficzne będzie rewaloryzowane o inflację wydatki na nie stanowić będą 37% budżetu.

Łączny koszt programu socjalnego prof. Rybińskiego na początku 19 roku jego trwania, a więc wtedy gdy pełnoletniość osiągnie pierwsze 100 000 dzieci „stworzonych przez transfery socjalne” wyniesie 1 026 000 000 000 złotych (słownie: jeden bilion, dwadzieścia sześć miliardów złotych)

Oczywiście, jeśli stypendium demograficzne miałoby być stałym programem średnie, roczne wydatki na program zmierzać będą do 108 mld rocznie. Prof. Rybiński uznał, że koszty jego programu socjalnego lepiej oddaje kwota 6 mld złotych. Spora różnica, nieprawdaż?

Prof. Rybiński zakłada, że wydawane pieniądze zwiększą liczbę urodzeń z 400 000 rocznie do 500 000 rocznie. Skąd ten wniosek? Jakie dowody, przesłanki przedstawia profesor na poparcie założenia, które leży przecież u podstaw rationale jego programu socjalnego? Nic na temat nie wiadomo i można założyć, że elastyczność transferową dzietności (czyli wskaźnik, który określa o ile zwiększy się dzietność przy zwiększeniu transferów socjalnych uzależnionych od posiadania dzieci) prof. Rybiński wziął z powietrza.

Załóżmy jednak, że prof. Rybiński ma rację, że 12 000 złotych rocznie transferowane przez rząd na każde dziecko zwiększy liczbę urodzeń o 100 000 rocznie. Łatwo można policzyć ile będzie kosztować polskiego podatnika każdy dodatkowy, powstały w wyniku „inżynierii transferowej”, nowiutki, uśmiechnięty 18-letni Polak gotowy podjąć pracę i płacić podatki, które sfinansują emerytury starszego pokolenia. Gotowi? 1 080 000 złotych (słownie: jeden milion i osiemdziesiąt tysięcy złotych).

Pamiętajmy, że ten 18-letni Polak nie ma jeszcze wyższego wykształcenia ani doświadczenia zawodowego. Pamiętajmy też, że poza stypendium demograficznym polscy podatnicy płacili za jego darmową edukację, darmową opiekę medyczną oraz urlopy macierzyńskie i opiekuńcze jego rodziców.

Moje pytanie brzmi: ilu świetnie wykształconych inżynierów, biologów, lekarzy, informatyków z państw wschodzących (z Europy Wschodniej, Azji, Afryki) moglibyśmy ściągnąć gdybyśmy każdemu z nich zaproponowali obywatelstwo UE i 0,5 mln złotych na start swojego biznesu albo obywatelstwo UE i mieszkanie (oczywiście zobowiązując ich do pozostania w Polsce przez określony czas albo zwrócenia otrzymanych korzyści)? Ściągnęlibyśmy wykształconych już ludzi, być może z doświadczeniem zawodowym, odznaczających się świetną etyką pracy.

Czy to oznacza, że w pomyśle prof. Rybińskiego nie dostrzegam niczego pozytywnego? Ależ skąd. Pomysł profesora to prawdziwa ekonomiczna utopia. Naturalny eksperyment na niespotykaną skalę. Raj dla badaczy. Czy dzietność załamie się w 2015 roku bo Polacy odłożą posiadanie dzieci do 2016 roku? Czy matki dzieci poczętych na wiosnę 2015 roku będą robić wszystko by donosić ciążę do 2016 roku? Czy 1 stycznia 2016 roku urodzi się najwięcej dzieci w historii Polski a 31 grudnia 2015 najmniej? Czy dzieci urodzone w 2016 roku będą mieć dużo większe osiągnięcia życiowe niż dzieci urodzone w 2015 roku, a więc nie dysponujące bonusem w wysokości 12 000 złotych rocznie? Na te i tysiące innych pytań odpowiedzą badacze w czasie najbliższych dekad.

Szczerze mówiąc, wydaje się mi jednak, że nawet 6 mld złotych rocznie to trochę za dużo jak na koszt tego eksperymentu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Gospodarka, Polityka i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

111 odpowiedzi na Poważna analiza niepoważnego pomysłu

  1. karroryfer pisze:

    Nigdzie nie napisałem że popieram pomysł płacenia za płodzenie dzieci ( podobnie jak becikowego itp )
    Wręcz przeciwnie.
    Natomaist myślę że twoj wpis podyktowany głównie (( najwyraźniej widac to z komentarzy) chęcią przywalenia prof Rybińskiemu wpisuje się po prostu w medialny kurs dyskredytacji jego pomysłów ( a jest to takie samo hasło wyborcze jak 3X15 że przypomnę ponownie)*
    Powtórzę jeszcze raz problem dzietności to OBJAW problemów społecznych których mimo propagandy o zielonej wyspie nie da się ukryć- np dziś
    http://forsal.pl/artykuly/683141,mapa_emigracji_1_5_mln_polakow_wyjechalo_z_kraju.html

    Nawet jeśli godzimy się na spadek liczby ludności to w interesie państwa jaki i klasy rządzącej jest aby odbywało się to powoli a nie tak gwałtownie jak teraz bo problem potęguje że wyżowi demograficznemu zostało może max 10-15 lat biologicznej możliwości rozmnażania potem będziemy mieli 20mln emerytów i kilka milionów zdolnych do pracy ( odliczając emigrację ) To nie będize atrakcyjny kraj dla imigrantów a roboty na wyposażeniu domów starców pojawią sie znacznie późnej ( tj w ostatniej kolejności) …

    • Trystero pisze:

      @ karroryfer

      Och, więc skończyłeś już z argumentem „problem jest poważny bo Europa Zachodnia tak uważa” i przerzuciłeś się na argument „nie masz racji bo nie podobają mi się, stworzone w mojej głowie, intencje Twojego wpisu”?

  2. xxx pisze:

    @Trystero
    > Widzisz bezproduktywność dyskusji o
    > sposobach poprawienia długoterminowej
    > sytuacji budżetowej przy założeniu, że
    > zastosowanie jakiegokolwiek skutecznego
    Póki co wyjaśniłem dlaczego zwiększenie dochodów obywateli nie poprawi sytuacji budżetu – po prostu zobowiązania państw są „zapegowane” z poziomem średniego dochodu – rosną proporcjonalnie do wzrostu średniego dochodu w danym społeczeństwie. Po prostu TEN JEDEN SPOSÓB JEST NIESKUTECZNY.
    W żadnym razie nie oznacza to, że JAKIKOLWIEK SPOSÓB BĘDZIE NIESKUTECZY.

    > sposobu spowoduje reakcje polityków, którzy
    > zadekretują dodatkowe wydatki, które
    > zneutralizują pozytywne efekty działań?
    Politycy nie zadekretują dodatkowych wydatków jeśli nie zdołają znaleźć jakiegoś źródła ich finansowania. Przy zwiększaniu ilości obywateli takowego źródła nie będzie, więc sytuacja budżetu się poprawi (dzięki poprawieniu się relacji [ilość obywateli w wieku produkcyjnym]:[ilość obywateli w wieku poprodukcyjnym]), podobnie z resztą ciężko by było o takie źródło przy proporcjonalnym do malejącej populacji sprzedawaniu terytorium kraju innym krajom i finasowaniu emerytur z tego źródła.

    • Trystero pisze:

      @ xxx

      Póki co wyjaśniłem dlaczego zwiększenie dochodów obywateli nie poprawi sytuacji budżetu – po prostu zobowiązania państw są „zapegowane” z poziomem średniego dochodu – rosną proporcjonalnie do wzrostu średniego dochodu w danym społeczeństwie. Po prostu TEN JEDEN SPOSÓB JEST NIESKUTECZNY.

      Nic nie wyjaśniłeś. Podałeś jeden przykład zapegowania – emerytury do średniej pensji. Nie podałeś żadnych innych argumentów, tylko domysły i założenia.

      Politycy nie zadekretują dodatkowych wydatków jeśli nie zdołają znaleźć jakiegoś źródła ich finansowania.

      A moje wyssane z palca założenie jest takie, że zadekretują wydatki tak by ilość zobowiązań na jednego obywatela pozostała na stałym poziomie i zwiększanie liczby obywateli (pomijając ekonomiczny bezsens tej propozycji, który wynika z Twojego rozumowania, że sytuacja budżetu przy określonym poziomie PKB będzie lepsza jeśli wypracowywać go będzie więcej ludzi) nie poprawi sytuacji budżetu.

      Tak właśnie wygląda dyskusja z Tobą. Na bieżąco produkujesz korzystne dla siebie założenia.

      Ja w tym miejscu podziękuję.

  3. xxx pisze:

    > Podałeś jeden przykład zapegowania –
    > emerytury do średniej pensji.
    To zapegowanie było jako jedyne ustawowe.
    Podałem też jeszcze dwa przykłady – wprawdzie nie ustawowe a „jednynie” wynikające z empirii:
    zapegowania wysokości średniej pensji w sektorze budżetowym do jest wysokości w pozostałej części gospodarki i zapegowania poziomu zadłużenia państwa do poziomu jego PKB.
    > Nie podałeś żadnych innych
    > argumentów, tylko domysły i założenia
    pomijasz, że podałem też empirę.

    >> Politycy (…)
    > A moje wyssane z palca założenie jest takie,
    > że zadekretują wydatki tak by ilość
    > zobowiązań na jednego obywatela pozostała na
    > stałym poziomie
    Empiria pokazuje, że takie zachowanie polityków jest skrajnie mało prawdopodobne.

    > zwiększanie liczby obywateli (pomijając
    > ekonomiczny bezsens tej propozycji, który
    > wynika z Twojego rozumowania, że sytuacja
    > budżetu przy określonym poziomie PKB będzie
    > lepsza jeśli wypracowywać go będzie więcej
    > ludzi) nie poprawi sytuacji budżetu.

    Ech. Chyba podstawowej rzeczy nie zrozumiałeś.

    Scenariusz 1 – w Polsce w przeciągu najbliższych 40 lat rodzi się duża ilość dzieci, w wyniku czego:
    jest rok 2053 i w Polsce żyje 70 mln ludzi generujących 15000 USD per capita, jest wśród nich 12 mln emerytów [to w przybliżeniu my], którym trzeba wypłacać emerytury równe średnio 2/3 PKB per capita czyli średnio 10000 USD „na głowę”.

    Scenariusz 2 – w Polsce w przeciągu najbliższych 40 lat rodzi się nieduża ilość dzieci, w wyniku czego:
    jest roku 2053 i w Polsce żyje 35 mln ludzi generujących 30000 USD per capita, jest wśród nich co najmniej tyle samo*) tj. 12 mln emerytów, którym trzeba wypłacać emerytury równe średnio 2/3 PKB per capita czyli równe 20000 USD „na głowę”

    I DLATEGO w sceneriuszu II sytuacja budżetu będzie lepsza, a nie z racji samej ilości ludzi (a zauważ że pomninąłem fakty takie jak, dwukrotnie wyższe kwoty, jakie w drugim scenariuszu budżet będzie musiał płacić lekarzom za leczenie emerytów, pielęgniarkom za opiekę nad nimi czy urzędnikom za administrowanie systemem emerytalnym)
    ___
    *) najprawdopodobniej emerytów w scenariuszu II będzie więcej, bo przy wyższym PKB wyższa będzie średnia długość życia.

    > Tak właśnie wygląda dyskusja z Tobą. Na
    > bieżąco produkujesz korzystne dla siebie
    > założenia.
    Te założenia wywodzę z empirii. Równie dobrze mógłbyś, gdy kiedyś pisałem, że ludzie zachowują się w/g zasady „jak dają to brać jak biją to wiać” też odpisać mi „produkuję korzystne dla siebie założenia”.

    • Trystero pisze:

      @ xxx

      Podałem też jeszcze dwa przykłady – wprawdzie nie ustawowe a „jednynie” wynikające z empirii:
      zapegowania wysokości średniej pensji w sektorze budżetowym do jest wysokości w pozostałej części gospodarki i zapegowania poziomu zadłużenia państwa do poziomu jego PKB.

      To jest dla Ciebie empiria? Widziałeś kiedyś wykres amerykańskiego zadłużenia do PKB? Zdajesz sobie sprawę, że ten wskaźnik spadł na przykład ze 120% po II WS do około 30% na początku lat 80′? A Ty sprzedajesz tutaj jakąś bajkę o zapegowaniu poziomu zadłużenia do PKB i jeszcze nazywasz tę bajkę empirią.

      Tak jak napisałem wcześniej: nie mam zamiaru dłużej uczestniczyć w tym galopie, w którym Ty wymyślasz sobie korzystne dla siebie założenia, nazywasz je empirią i zmuszasz mnie do mozolnego wykazywania, że na poczekaniu je sobie wymyśliłeś.

  4. jon.snow pisze:

    Moment! Jakim cudem Wam wychodzi, że narodziny 500 tysięcy dzieci w ciągu jednego roku to 6 mld kosztów? Zakładacie, że wszystkie dzieci urodzą się karnie w styczniu? Jeśli przyjmiemy rozkład równomierny urodzeń i to, że „becikowe” się dostaje po urodzeniu dziecka, to koszty wyjdą 3 a nie 6 miliardów złotych!

    • Trystero pisze:

      @ jon.snow

      Piszesz poważnie?

      Zdajesz sobie sprawę, że urodzone później w trakcie roku dzieci, później osiągną pełnoletność i przez całe swoje życie dostaną dokładnie tyle samo pieniędzy co dzieci urodzone 1 stycznia. A więc docelowy, roczny koszt urodzenie 500 000 rocznie zmierzać będzie do 6 mld złotych rocznie.

  5. jon.snow pisze:

    Masz oczywiście rację, ale miałem na myśli koszt programu w pierwszym roku jego trwania, nie koszt docelowy. W pierwszych latach będzie trochę taniej, wyrównanie tych kosztów przyjdzie później.

    • Trystero pisze:

      @ jon.snow

      Zupełnie poważnie uważasz, że ten efekt obniżenia kosztów programu w pierwszym roku ma jakiekolwiek znaczenie przy ocenie programu?

      Bo jeśli, chciałeś mi zwrócić uwagę, że pozwoliłem sobie na pewne uproszczenie to oczywiście masz rację a ja o tym wiem. Uznałem, że mogę sobie na nie pozwolić skoro pozwolił sobie na nie autor programu, od którego wziąłem wszystkie dane do obliczeń.

  6. jon.snow pisze:

    Trystero: Zgadzam się z Twoją oceną tego programu. Swoim pierwszym komentarzem chciałem tylko doprecyzować wyliczenia.

  7. kujawianin pisze:

    @Trystero:

    Bardziej mi chodzi o przetrwanie polskiej kultury, tradycji i języka. Otóż zupełnie nie mam problemów z myśleniem o adopcjach z krajów wschodzących. Jednak imigrant, który przyjeżdża tutaj jako człowiek dorosły ma własną wizję świata już wykształconą. I tutaj też niewielka imigracja tego rodzaju mogła by pomóc wzbogacić Polskę. Ale niewielka. A jeżeli chcesz rozwiązać jakikolwiek problem za pomocą imigracji, to tym samym przyznajesz, że są problemy demograficzne. Bo zarówno polityka imigracyjna jak i rodzinna mają to samo na celu: rozwiązanie problemów demograficznych.

  8. Poziomka pisze:

    Rozumowanie oparte o przedstawione wyliczenia miałoby sens, gdyby jedynym efektem „stypendium socjalnego” było pojawienie się dodatkowych 100tys. młodzieży.

  9. chsh pisze:

    @Poziomka

    A dodatkowym efektem bedzie wzrost biurokracji i koszt obslugi takiego systemu wiec 6mld to pewnie kilkadziesiat procent rocznych kosztow takiej zabawy.

  10. Poziomka pisze:

    Ależ oczywiście. I w ostatecznym rozrachunku Armagedon i Paruzja.

  11. Pingback: Dziecko z kalkulacji | Prologos

  12. karroryfer pisze:

    @Dziecko
    Problem w tym że niczego Trystero tu nie udowodnił. Na swój „akademicki” sposób starał się zrobić tylko reductio ad absurdum jednego z pomysłów polityków opozycji.( dla mnie oczywiste jest że to tylko hasło – i szkoda było by o tym pisać )
    Problem drugi jest taki że jakoś nie potrafi przeprowadzić takiej analizy polityków rządzących od 5,5 roku.
    Choć po troszę rozumiem – łatwiej wyśmiać jakiekolwiek propozycje od przeprowadzenia analizy zaniechań.

  13. vogel pisze:

    Dla mnie przede wszystkim dziwne jest poruszanie takiego tematu bez zrozumienia powodów dla których dzietność jest tak niska.

    Ktoś tu wspominał Niemcy, gdzie funkcjonuje podobna pomoc. Ale w Niemczech przecież dzietność jest równie niska, jeśli nie niższa niż w Polsce.

    Koszty życia w społeczeństwach zachodnich są absurdalnie wysokie. Myśle tu nie tylko o codziennych wydatkach, ale także cenach mieszkań. Mam za sobą kilka lat pracy w Holandii i tam rodziny wielodzietne to przeważnie bogate rodziny protestanckie. Pozostałych po prostu nie stać na dzieci.

    W państwach 3 świata dzietność jest duża. W państwach rozwijących się o wiele niższa, ale wystarczająca do zapewnienia zastępowalności pokoleń. W państwach rozwieniętych koszty życia są tak wysokie, że dzietność trzeba wspomagać socjalem.

    Polska jest z tego punktu widzenia dziwnym przypadkiem, bo mimo że jest pańśtwem rozwijającym się to dzietność ma niższą niż w większości państw rozwieniętych. Składa się na to brak socjalu i wysokie koszty życia porównywalne do krajów rozwiniętych.

    Żadne programy socjalne w dłuższej perspektywie nie przyniosą rezultatu. Widać to wyraźnie w krajach zachodnich. Pomoc socjalna to kropla w morzu wydatków.

    Poza tym, gdyby nawet ktoś przegłosował ten program to chyba nie wierzycie, że nie zostałby on zlikwidowany po paru latach, gdy udałoby się „wyhodować” trochę Polaków?

  14. vi pisze:

    Nawiązując do poważnej analizy niepoważnego pomysłu mam inne pytanie, zastanawiam się, czy istnieją mechanizmy wyliczenia ile PKB generuje przeciętny urzędnik państwowy i jaki jest ich wpływ na rozwój dobrobytu (abstrachując oczywiści od indywidualnej inteligencji bądź głupoty ludzkiej). Jeśli nie byłoby ich wogóle to kraj by nie działał, ale jak jest za dużo to też nie działa. Więc jaka jest ta „złota liczba” w obecnych czasach?
    I drugie pytanie, czy skoro zmniejsza nam się popujacja pracująca wytwarzająca dochód i płacąca na nasze emerytury to co by się stało, gdyby zwolnić pół miliona urzędników i wygonić do normalnej pracy…czy to by rozwiązało problem?
    No i trzecie pytanie…skoro ktoś chce uzyskać 1,5 mld wpływu do budżetu z mandatów, to może zlikwidować po prostu drogówkę, która też pewnie kosztuje budżet ok. 1,5 mld rocznie i po kłopocie. Chłopy będą robić coś konkretnego, a bezpieczeństwo na drogach chyba wiele się nie pogorszy…może ktoś zna jaka jest korelacja między ilością drogówki a bezpieczeństwem na drogach?
    Pozdrawiam, vi
    Liczę, że z tych trzech tematów mogą wyjść całkiem ciekawe wyniki :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *