Kilka komentarzy, które przeczytałem w ostatnim tygodniu skłoniło mnie do powrotu do znakomitej książki Piersa Brendona Regres i upadek Imperium Brytyjskiego 1781-1997. Brendon przedstawia w niej historię brytyjskiej obecności w Zimbabwe, znanego w czasie Imperium Brytyjskiego jako Rodezja Południowa.
Tak Brendon opisuje początki osadnictwa:
Nie wiadomo czy Rodezja znajdowała się blisko czy daleko od Boga, z całą pewnością znajdowała się blisko Południowej Afryki – podstawowej przyczyny jej problemów przez całe stulecie. Osadnicy, którzy wyruszyli na północ w roku 1890, wspierani przez zasoby Brytyjskiej Kampanii Afryki Południowej (BSAC) szerzyli rasową truciznę na nierównym płaskowyżu pomiędzy Limpopo a Zambezi. Po rozgromieniu sił przywódcy plemienia Matabele (Ndebele) w 1893, najeźdźcy Cecila Rhodesa zachowywali się z surowością godną Burów. Dr. Jameson kierował dystrybucją olbrzymich połaci ziemi, które trafiały przede wszystkich do faworyzowanych przedstawicieli arystokracji. Ich posiadłości często kończyły w rękach spekulantów podczas gdy ich poprzednim użytkownikom pozostały jałowe rezerwaty, które traktowali nie jak domy lecz jak cmentarze. Pod groźbą karabinów Maxima rdzenni mieszkańcy zostali zredukowani do statusu Helotów. Nałożono na nich podatek od chat. Zostali zmuszeni do dostarczenia taniej siły roboczej co traktowali jako bolesną ingerencję w ich wolność osobistą. „Komitet rabunkowy” zarekwirował większość ich bydła niszcząc podstawy ich życia społecznego i zagrażając ich egzystencji. Stróże prawa i porządku byli odpowiedzialni za gwałty na ich kobietach a wysoki rangą lokalny urzędnik tak bardzo wściekł się na widok tubylca noszącego buty, że kazał go wychłostać. Inny urzędnik kolonialny przyznał, że noszenie butów było skandalem, którego nie da się obronić.
W 1896 roku wybuchło powstanie rdzennej ludności znane jako Druga Wojna Matabele. Powstańcy dysponujący bronią palną i świetnie znający teren początkowo zadali osadnikom straty. Tak Brendon opisuje reakcję białych osadników:
Panująca wśród białych atmosfera śmiertelnego przerażanie i morderczej wściekłości przypominała nastrój stworzony przez Powstanie w Indiach w 1857 roku. Frederick Selous, angielski podróżnik i myśliwy napisał, że bezlitosna rzeź kobiet i dzieci wydaje się kolonistom nie tylko zbrodnią ale świętokradztwem i wymaga wykorzystania całego uśpionego okrucieństwa bardziej cywilizowanej rasy. Obudziła w duszach budowniczych imperium uśpione demony. Jeden z ochotników napisał do swojej matki: po tych wszystkich morderstwach z zimną krwią, możesz być pewna, że nie będzie żadnej łaski a wszystko co czarne musi umrzeć (…)
Nawet misjonarze domagali się zemsty. Jeden ksiądz katolicki, jedyną szansą na jakąkolwiek przyszłość dla diabelskiego ludu Szona widział w eksterminacji wszystkich z nich, mężczyzn i kobiet, którzy ukończyli 14 lat. Najbardziej znanym symbolem zemsty i podstawowym instrumentem prawa linczu było drzewo wisielców z Bulawayo. Po przyśpieszonym procesie sądowych na gałęziach tego drzewa wieszano Afrykańskich skazanych (…)
W tych częściach obszarów wiejskich, które były objęte powstaniem, które nie zdołało objąć całego regionu, brytyjskie wojsko i ochotnicy BSAC stosowali taktykę spalonej ziemi. Palili osady i wysadzali jaskinie. Pustoszyli sawannę, czasem zabijając przyjaznych tubylców razem z wrogimi i od czasu do czasu kolekcjonowali zdobyczne uszy i płaty czarnej skóry, którą używali do produkcji woreczków na tytoń. Zabijali kobiety, które nie brały udziału w walce i nie mieli skrupułów zabijać dzieci. Niszczyli rośliny uprawne i spichlerze ze zbożem. Rekwirowali zwierzęta hodowlane i przeszkadzali w żniwach. W rzeczy samej, BSAC sprowokowało klęskę głodu.
A teraz szybki skok do lat 30. Rodezja Południowa cieszy się już autonomią w ramach Imperium Brytyjskiego.
Najbardziej niesławnym środkiem, długo rozważanym i zatwierdzonym w 1930 roku, była Ustawa o Podziale Ziemi, która dla białych stała się Wielką Kartą. Podzieliła ona kraj na białe i czarne kantony. Ograniczyła milion Afrykańczyków do 28 milionów akrów (wliczając rezerwaty) i przyznała 50 00 białym 48 milionów akrów (wliczając miasta). Ustawa została przedstawiona jako droga do zabezpieczenia interesów rdzennych mieszkańców i zabezpieczenia ziemi, która mogłaby zostać wykupiona przez zamożniejszych imigrantów. Ochrona przez segregację. Jednak została jasno skonstruowana w celu utrwalenia supremacji białych w południowoafrykańskim modelu rozdzielonego i nierównego rozwoju. Stworzyła niemożliwy do zniesienia niedobór ziemi w czarnych obszarach wiejskich, do których przesiedlono potem 425 000 czarnych. Brak zezwolenia na stałe osiedlenie dla Afrykańczyków stworzył wokół miast i miasteczek ciągi nędznych osiedli i zamienił rolników w robotników. Wydzielenie ziemi było wstępem do dalszych represji. W 1931 roku Ustawa o Kontroli Zboża narzuciła skomplikowany system obrotu zbożem, który faworyzował białych farmerów kosztem czarnych. W tym samym roku Ustawa o Służbie Publicznej wyłączyła czarnych z możliwości ubiegania się o etat w administracji z wyjątkiem najbardziej podrzędnych stanowisk – rdzenny urzędnik odgrywać miał rolę tłumacza. W 1934 roku Ustawa o Rozwiązywaniu Sporów w Przemyśle uniemożliwiła czarnym konkurowanie z Europejczykami o wszystkie etaty dla wykwalifikowanych robotników. Dwa lata później, Ustawa o Rejestrze Rdzennych Mieszkańców ograniczyła czarnym możliwość przemieszczania się narzucając szczególne obostrzenia na czarne kobiety.
Aha, nie wiedziałem tego.
Swoją drogą, w sklepie z ikonami nam przypadła ta najbardziej pstrokata (kiczowata?):
„Były prezydent dwa dni temu wrócił ze Stanów Zjednoczonych gdzie pokazywano film „Wałęsa człowiek z nadziei”. „Musiałem zrezygnować z wyjazdu na pogrzeb ze względu na stan zdrowia” – powiedział Wałęsa. Dodał, że jest bardzo zmęczony, nie czuje się najlepiej i nie miał siły lecieć do Południowej Afryki. Wczoraj Lech Wałęsa wpisał się do księgi kondolencyjnej, wyłożonej ku czci Mandeli.
Wałęsa przyznał, że Mandela, Dalaj Lama i on stali się swego rodzaju ikonami. „W innych klasach walczyliśmy, mimo że nazywało się to wolność. Tylko że przeciwnicy byli różni” – powiedział były prezydent.
Wałęsa skomentował też przypadającą dziś rocznicę odebrania w Oslo przyznanej mu pokojowej Nagrody Nobla . „Nobel należał nam się za klasyczną i piękną walkę” – powiedział Wałęsa. „Wtedy do Oslo w moim imieniu pojechała małżonka wraz z synem Bogdanem, bo ja nie mogłem. Ustawiliśmy to tak, żeby żona nie czuła się sama, żeby miała wszystko przygotowane” – powiedział Wałęsa dodając, że w przygotowaniach uczestniczyło wielu ludzi. Na pytanie, kto zdecydował, iż do Oslo pojedzie jego najstarszy syn, Lech Wałęsa odpowiedział: „Wszelkie decyzje wielkie podejmowałem ja, czy się komuś to podoba, czy nie”.”
http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/764667,lech-walesa-nie-dotarl-na-pogrzeb-nelsona-mandeli.html
Ech… Mandela…
Nie dość, że wielki to i skromny…
Myślę, że nawet ci mędrcy z prawicy wiele by dali, żeby w latach 80. zamienić się na przywódców (myślę, że w tym przypadku nawet kolor skóry nie byłby im przeszkodą:-).
Oj zdziwiłbyś się. Wałęsę teraz łatwo wyśmiewać, a z Mandelą nie mieli by tak łatwo.
Choć w jednym Mandela jest podobny do Walęsy. Nie mścił się na swoich dawnych „wrogach” jak doszedł do władzy a miał ku temu wszelkie narzędzia.
Hmm… Chyba że lepsze narzędzia mieli jego „wrogowie” :-)
W każdym razie aureola Wałęsy jaśnieje tak mocno, że jego dawni koledzy i pierwsi przywódcy strajków poparzyli się tym promieniowaniem.
Nie tak było z Mandelą, nie tak…
Jak słucham naszego byłego przywódcy, to zaczynam się zastanawiać: może nie pojechał na pogrzeb do RPA nie z powodów zdrowotnych, ale dlatego, że obraził się na Mandelę, że ten to już na pewno nie przyleci do Gdańska w podobnych okolicznościach ;-)
quba.
Wałęsa się teraz tak zachowuje, że wypada albo milczeć albo milczeć.