Inne spojrzenie na amerykańskie strzelaniny

The Economist zakończył artykuł o zamachu terrorystycznym w Charleston takim stwierdzeniem: Ci, którzy żyją w USA i ci, którzy odwiedzają to państwo powinni potraktować masowe morderstwa w taki sam sposób w jaki traktuje się zanieczyszczenie powietrza w Chinach: endemiczne, lokalne ryzyko zdrowotne, którego z powodów głęboko zakorzenionych kulturowych, społecznych, ekonomicznych i politycznych przyczyn, państwo nie jest w stanie zwalczyć. Takie podejście może być jednak trochę niesprawiedliwe. Chiny wydają się osiągać pierwsze sukcesy w walce ze smogiem.

Po kilku reakcjach na Twitterze, ostro krytykujących styl The Economist, domyślam się, że wiele osób nie zrozumiało intencji redaktorów magazynu, którzy nie tyle bagatelizują problem masowych morderstw w USA co próbują zawstydzić amerykański establishment porównaniem z Chinami. Moim zdaniem The Economist popełnił jednak dwa wyraźne błędy.

Po pierwsze, redaktorzy magazynu pisząc o tym, że kolejne masowe morderstwo nic nie zmieni w politycznym układzie sił, jednak mają nadzieję, że ich prognozy się nie sprawdzą. Stąd trochę desperacka próba zawstydzania amerykańskiej klasy politycznej. Osobiście przychylam się do idei, że jeśli 20 małych białych dzieci zamordowanych z zimną krwią przez człowieka, który w opinii absolutnej większości społeczeństwa nie powinien mieć dostępu do broni, nic nie zmieniło w politycznym układzie sił to oczekiwanie, że przełom nastąpi po śmierci 9 czarnych ludzi, jest wyrazem samooszukiwania się.

Po drugie, The Economist porównując masowe morderstwa w USA z zanieczyszczeniem powietrza w Chinach totalnie zignorował rozmiary obydwu problemów. Z cytowanych przez The Economist danych wynika, że masowe morderstwa odpowiadały za około 150 śmierci rocznie w USA w ostatniej dekadzie. Zanieczyszczenie powietrza odpowiada za ponad milion zgonów rocznie w Chinach. Te dwa problemy są kompletnie nieporównywalne.

Osobną kwestią jest to dlaczego masakrę w Charleston traktuje się jak masowe morderstwo a nie akt terroru skoro polityczne i rasowe motywacje sprawcy są doskonale znane. Moim zdaniem odpowiedź na to pytanie jest prosta: nie ma politycznego interesu w traktowaniu zbrodni w Charleston jako aktu terroru. Przyzwoita postawa niektórych komentatorów, na przykład występującego w Fox News Billa O’Reilly’ego niewiele tę sytuację zmieni.

o reilly charleston

Za Twitter

Wydarzenia takie jak akt terroru w Charleston regularnie wywołują globalną dyskusję o problemie przemocy z użyciem broni palnej w USA i dostępie do broni w tym państwie. Taka dyskusja z reguły toczy się w oparciu o szokujące wykresy porównujące skalę przemocy z użyciem broni palnej w USA z tymi samymi wskaźnikami dla innych państw rozwiniętych. Na przykład takie jak poniższy wykres:

gun violence

Za Twitter

Zainteresowanie okazywane przemocy z użyciem broni w USA sugeruje, że jest to niezwykle poważny dla tego państwa problem. Jednocześnie przytłaczająca większość komentatorów skłania się ku przekonaniu, że niezdolność amerykańskiego systemu politycznego do rozwiązania tego problemu, na przykład poprzez drastyczne ograniczenie dostępu do broni, jest wyrazem niesprawności tego systemu albo/oraz dewiacyjnej fascynacji amerykańskiego społeczeństwa kulturą przemocy, broni palnej w szczególności.

Z powyższych powodów chciałbym umieścić dane o przemocy z użyciem broni palnej w USA we właściwym kontekście. Wspomniałem wyżej, że masowe morderstwa odpowiadają za około 150 śmierci rocznie w USA. Z tej liczby, wzbudzające największe zainteresowanie globalnych mediów, masakry publiczne, w których morderca zabija nieznanych sobie ludzi, często przypadkowych, stanowią około 1/6 przypadków czyli odpowiadają za około 25 zgonów rocznie.

Wszystkich zabójstw z użyciem broni palnej jest w USA około 11 000 rocznie, wszystkich zabójstw jest około 14 000. Daje to wskaźnik zabójstw na poziomie 4,7 (na 100 000 mieszkańców) i wskaźnik zabójstw z użyciem broni palnej na poziomie 3,5. Dla Polski te wskaźniki wynoszą około 1,2 i 0,02. Dla większości państw rozwiniętych wskaźnik zabójstw wynosi poniżej 2, często poniżej 1. Zdarzają się wyjątki, na przykład trzy republiki bałtyckie z „amerykańskim” wskaźnikiem zabójstw na poziomie około 5.

Tak więc w pesymistycznym założeniu amerykańska kultura przemocy i kult broni palnej kosztuje Amerykanów jakieś 3-4 dodatkowe zgony na 100 000 mieszkańców rocznie, czyli jakieś 10 000 do 13 000. O tym de facto toczy się cała globalna dyskusja i to właśnie jest przyczyną globalnego oburzenia. Poszukajmy kontekstu dla tych liczb.

Corocznie w wypadkach samochodowych ginie w USA około 36 000 (11,25 na 100 000 – wszystkie kolejne wskaźniki będą na 100 000 mieszkańców). Około 40% z tej liczby, 14 500, (4,5) ginie w wypadkach spowodowanych przez pijanych kierowców. Corocznie około 39 000 Amerykanów popełnia samobójstwa (12,1). Około 36 000 (11,25) Amerykanów umiera co roku z powodu przedawkowania leków, z czego około 15 000 (4,7) z powodu przedawkowania leków przeciwbólowych na receptę. To są dane z 2008 a trend jest mocno wzrostowy (300% wzrost pomiędzy 1999 a 2008 rokiem). Podałem statystki dotyczące, relatywnie poddających się interwencji, przyczyn śmierci w USA by stworzyć kontekst dla liczby 10 000 do 13 000 Amerykanów, których teoretycznie można by ocalić gdyby udało się drastycznie obniżyć wskaźnik zabójstw w USA.

Proszę jeszcze zwrócić uwagę na inne zestawienia. Wskaźnik samobójstw w Polsce to 16,6. Ten sam wskaźnik w USA to 12,1. Tak więc polska „kultura samobójstw” albo „kultura bagatelizowania depresji” niwelują całą przewagę jaką daje Polakom niższy o 3,5 wskaźnik zabójstw.

W Polsce pijani kierowcy odpowiadają za mniej niż 10% wszystkich ofiar wypadków drogowych (to jest relatywnie niski wskaźnik, niski jest także wskaźnik kierowców złapanych na jeździe po alkoholu, jako odsetek kontrolowanych – to temat na inny wpis). W USA ten odsetek wynosi około 40%. Porównanie tych dwóch statystyk pokazuje potencjał USA w obniżeniu liczby ofiar wypadków drogowych.

Naturalnie, dane o niepotrzebnych, możliwych do uniknięcia zgonach w USA związanych z kulturą przemocy nabierają jeszcze mniejszego znaczenia gdy porównanymi je ze środowiskowymi i czysto medycznymi przyczynami śmierci. Z raportu  IIASA (The International Institute for Applied Systems Analysis) na zamówienie Komisji Europejskiej wynika, że z powodu trwałej ekspozycji na PM2,5 (pył zawieszony o średnicy mniejszej niż 2,5 μm) umiera co roku w Polsce 105 osób na 100 000. Średnia dla Unii Europejskiej to 65. Tak więc nawet niewielkie poprawienie tego wskaźnika, poprzez zwiększenie czystości powietrza, ocaliłoby (relatywnie do populacji) więcej ludzi niż całkowite wyeliminowanie przemocy z użyciem broni palnej w USA.

Polacy, którzy krytykują, a często wyśmiewają, amerykańską „kulturę przemocy” powinni pamiętać o ofiarach polskiej „kultury węgla”. Jeśli amerykański system polityczny jest niesprawny ponieważ nie potrafi sobie poradzić z zawyżoną liczbą aktów przemocy to co powiedzieć o polskim systemie politycznym, który praktycznie nic nie robi w kwestii drastycznie zawyżonych wskaźników zanieczyszczenia powietrza?

To co napisałem powyżej nie ma na celu bagatelizować problemu przemocy z użyciem broni palnej w USA (co najwyżej nadać mu znaczenie wynikające z rzeczywistych konsekwencji) ani tym bardziej propagować łatwiejszy dostęp do broni palnej. Chciałem natomiast zasugerować, że uwaga jaką amerykańskie i globalne media poświęcają problemowi przemocy z użyciem broni palnej w USA nie jest proporcjonalna do rzeczywistej wagi problemu (przynajmniej tej, którą można zmierzyć statystycznie). Wynika to zapewne z faktu, że przemoc, zwłaszcza masowa przemoc, jest niezwykle atrakcyjna medialnie. Myślę więc, że w przypadku broni palnej w USA można zauważyć ten sam efekt co w przypadku terroryzmu (przy czym terroryzm posiada gruby ogon, którego końcem nie był zapewne 11 września) – z powodu skrzywień poznawczych ludzie istotnie przeszacowują niebezpieczeństwo związane z wysokim wskaźnikiem zabójstw. Mam więc wrażenie, że tak jak Amerykanie zafascynowani są bronią palną tak globalne media i zawodowi komentatorzy polityczni zafascynowani są amerykańskim zafascynowaniem bronią palną.

Z politycznych i kulturowych przyczyn istotna redukcja dostępności broni palnej w USA jest niezwykle trudnym przedsięwzięciem wymagającym zaangażowania olbrzymich ilości kapitału politycznego (osobną kwestią jest pytanie o to jak drastyczna musiałaby być redukcja dostępności broni by istotnie zmniejszyć liczbę zabójstw). Być może istnieją dziedziny, w których dużo łatwiejsza do przeprowadzenia interwencja, ocaliłaby istotnie większą liczbę ludzi.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Społeczeństwo, Świat i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

73 odpowiedzi na Inne spojrzenie na amerykańskie strzelaniny

  1. Mateusz pisze:

    @Trystero
    „Istnieją badania pokazujące relację statystyczną pomiędzy dostępem do broni a wskaźnikiem zabójstw. O kilku z nich wspomina ta strona.”

    Nie podważam związku. Twierdzę raczej że różnicy nie da się wyjaśnić 1:1 posiadaniem broni. To nie broń spowodowała niebezpieczną sytuację. Do tego samego zajścia doszłoby gdyby obie strony nie miały broni. Powodem jest sprzeczka, porachunki itp. Dostępność broni zwiększa współczynnik zabójstw bo jest znacznie bardziej śmiercionośnym narzędziem. Ale do części zabójstw w wyliczonej różnicy doszłoby też przy pomocy innych środków.

  2. gunnut pisze:

    @Mateusz

    „Dostępność broni zwiększa współczynnik zabójstw bo jest znacznie bardziej śmiercionośnym narzędziem. ”

    Nie zwiększa współczynnika zabójstw. No przecież wystarczy wziąć nawet ten kulawy ranking SASu, żeby zobaczyć, że nie ma żadnej korelacji. Broń ma także właściwości odstraszające i niwelujące agresje. One się równoważą. Subpopulacje wysokiego ryzyka w USA mają gigantyczne wskaźniki zabójstw, ale pojedziesz do sąsiedniego miasta i tam masz wskaźniki zabójstw na poziomie Wiednia. Zwracałem na to uwagę, cytując badania Weisburda i Papachristosa.

    • Trystero pisze:

      @ gunnut

      Dostępne badania sugerują, że dostępność broni jest pozytywnie skorelowana z wyższym wskaźnikiem zabójstw.

      Our review of the academic literature found that a broad array of evidence indicates that gun availability is a risk factor for homicide, both in the United States and across high-income countries. Case-control studies, ecological time-series and cross-sectional studies indicate that in homes, cities, states and regions in the US, where there are more guns, both men and women are at higher risk for homicide, particularly firearm homicide.

      Jeszcze raz zwrócę Ci uwagę, że życzyłbym sobie byś głosił dobrodziejstwa szerokiego dostępu do broni na swoim blogu.

  3. gunnut pisze:

    @Trystero

    Fajnie, że umiesz wkleić treść abstraktu.

    Analizowałeś kiedyś metodologię, przykładowo, badań kliniczno-kontrolnych (case-control), które usiłują estymować ryzyko posiadania broni? Podpowiedź: ta metodologia ma nieusuwalne wady, które uniemożliwiają otrzymanie konkluzji o zwiększonym ryzyku. Sama metoda była projektowana domyślnie do analizy zupełnie innej kategorii problemów społecznych. Na blogu mam dokładną analizę dwóch sztandarowych badań tego typu: Branasa i wsp. oraz Kellermanna.

    Nie zamierzam przerzucać się tutaj linkami. Zapoznaj się dokładnie z metodologią i potem pogadamy.

  4. gunnut pisze:

    „Jeszcze raz zwrócę Ci uwagę, że życzyłbym sobie byś głosił dobrodziejstwa szerokiego dostępu do broni na swoim blogu.”

    Już dobrze, ide sobie. Taplaj się w swoim ideolo i wklejaj abstrakty prac, wierząc, że przedstawiają prawdę objawioną, której nikt nie zdebunkował.

    • Trystero pisze:

      @ gunnut

      Nie mam cierpliwości do dyskusji z kimś, kto na swoim blogu epatuje takimi cytatami jak ten:

      Spójrzcie na liczby. Liczby nie kłamią. Ciągle gadamy o białych strzelających do czarnych, o ich rasizmie, że są winni, że to, że tamto.

      Kto zabija czarnych w Ameryce? Czarni.

      Kto zabija czarnych mężczyzn? Czarni mężczyźni.

      Cholera, kto zabija białych mężczyzn? Czarni mężczyźni.

      Kto zabija białe kobiety? Czarni mężczyźni.

      Doskonale wiadomo, że białych mężczyzn i białe kobiety zabijają przede wszystkim biali mężczyźni.

      To, że propagujesz takie rzeczy na swoim blogu świadczy o Twojej intelektualnej uczciwości i ideologicznej neutralności.

  5. Adam Duda pisze:

    Trystero,

    Orientujesz się może w statystkach, czy blondyni zabijają częściej czy szatyni? czy osoby z piwnym oczami czy niebieskimi.

    W końcu jeżeli kolor skory to tylko kwestia pigmentu, to różnica w pigmencie jest też we włosach.

    Ciekawe zresztą jakby to wyglądało, gdyby w europie na przestrzeni stuleci, mieszkali sami biali ludzie ale tylko blondyni, a w afryce również sami biali ludzie ale z czarnymi włosami?

    Ciekawe czy wtedy wytworzyłby się rasizm i wykluczanie społeczne na podstawie koloru włosów?

    Zresztą co ja tam się zastanawiam. Mamy przecież antysemityzm, który mniej więcej na tym polegał.

    • Trystero pisze:

      @ Adam Duda

      Przekonanie o nadmiernej skłonności do przemocy wśród czarnych to fundament białego rasizmu, obecny nawet w bazgrołach terrorysty z Charleston.

  6. Poszi pisze:

    @Adam Duda, @trystero

    Rasizm jest możliwy nawet bez żadnych różnic genetycznych. Klasycznym przykładem są japońscy Burakumin,
    https://en.wikipedia.org/wiki/Burakumin
    potomkowie najniższej kasty z czasów feudalnej Japonii. Genetycznie nieodróżnialni od reszty Japończyków, do dziś zmagają się z pewnymi formami dyskryminacji. I okazuje się, że są biedniejsi, gorzej wykształceni i częściej są sprawcami lub ofiarami przestępstw niż przeciętna.

  7. Łukasz pisze:

    @Adam Duda
    Nie wiem jak z zabójstwami, ale założę się, że najwięcej pobić dokonują łysi. ;-)

  8. gunnut pisze:

    @Trystero

    „Nie mam cierpliwości do dyskusji z kimś, kto na swoim blogu epatuje takimi cytatami jak ten:”

    Autorem tych słów jest czarnoskóry mieszkaniec Phoenix – dwukrotnie pobity przez czarnych i trzykrotnie przez nich okradziony. Był także parokrotnie świadkiem zabójstw dokonywanych przez czarnych na innych czarnych. Wspominam o tym, bo ty „zapomniałeś” o tym wspomnieć.

    „Doskonale wiadomo, że białych mężczyzn i białe kobiety zabijają przede wszystkim biali mężczyźni.”

    Jeśli mowa o przestępczości wewnętrzrasowej, to tak – zabija się ludzi, z którymi się najczęściej wchodzi w interakcję Ale kiedy mowa o przestępczości międzyrasowej, to dla przestępstw z użyciem przemocy, w które zaangażowani są czarni i biali, czarnoskórzy są napastnikami w 85% przypadków. Biorąc poprawkę, na liczebność populacji, prawdopodobieństwo, że czarny zaatakuje białego w Ameryce 2012/2013, jest 27x większe aniżeli sytuacja odwrotna – że biały zaatakuje czarnego. I wg najnowszego raportu DOJ, to jest podobno obniżka w stosunku do statystyk sprzed 10 lat.

    This means blacks were the attackers in 84.5 percent of the violent crimes involving blacks and whites.

    • Trystero pisze:

      @ gunnut

      To, że autorem tych słów jest czarnoskóry nie zmienia faktu, że są kłamliwe.

      Białych mężczyzn i białe kobiety zabijają przede wszystkim biali mężczyźni. Propagujesz kłamstwa na swoim blogu.

  9. gunnut pisze:

    Miałem zacytować Heather McDonald, ale urwało mi cytat. W 2008 roku DOJ przestał publikować raporty zawierające tabele z wykazem przestępstw międzyrasowych (2008 to także rok, kiedy Obama został prezydentem). Powyższe dane pochodzą z artykułu McDonald opublikowanym wczoraj na stronach „National Review”, a dokładniej z tabeli przestępstw za rok 2012-13 przesłanej na jej wyraźną prośbę przez urzędników Departamentu Sprawiedliwości.

  10. gunnut pisze:

    „To, że propagujesz takie rzeczy na swoim blogu świadczy o Twojej intelektualnej uczciwości i ideologicznej neutralności.”

    Wiem, dzięki.

  11. gunnut pisze:

    Nie są kłamliwe, jeśli ma się odrobinę dobrej woli i wie, o czym ten gość mówi. Przedstawiciele wszystkich ras i grup etnicznych w USA mordują się przede wszystkim wewnątrz własnych grup. Większość Murzynów pada ofiarą murzyńskich zabójców, większość Meksykanów -meksykańskich i tak dalej. Różnice, i to olbrzymie, pojawiają się na poziomie przestępczości międzyrasowej i ten fragment odnosił się właśnie do tego.

    • Trystero pisze:

      @ gunnut

      Kłamiesz. Ten fragment nie odnosił się do przestępczości międzyrasowej. Ten fragment powtarzał kłamstwo (regularnie propagowane przez rasistów w USA), że czarni ludzi są największym zagrożeniem dla białych mężczyzn i białych kobiet. Dokładnie to samo kłamstwo, które rozpowszechniał terrorysta z Charleston.

  12. gunnut pisze:

    Ten fragment odnosił się między innymi do szerszej narracji upowszechnianej w USA, że czarni żyją w poczuciu permanentnego strachu, regularnie prześladowani przez białych. Jest to jedno z największych kłamstw obecnie reprodukowanych przez establiszment polityczno-medialny w tym kraju.

    • Trystero pisze:

      @ gunnut

      Nawet jeśli się odnosił do tej narracji to zawierał kłamstwo, Ty je rozpowszechniłeś i nie chcesz się do tego przyznać co sprawia, że nie będę się wdawal z Tobą w dyskusję.

  13. gunnut pisze:

    Każdy, kto uważnie czyta mojego bloga, doskonale zdaje sobie sprawę z dystrybucji zabójstw w USA i wie, że znakomita większość białych ginie z rak białych, a czarnych z rak czarnych. To nie jest żadna tajemnica. Natomiast u kogoś, kto przeczyta sobie jedne wpis (i nie jest obeznany z twórczością T. Sotomayora), wnioski moga być takie jak twoje.

  14. gunnut pisze:

    Przyznaję, że ten wpis czytany w oderwaniu od reszty, może być mylący. Ale wystarczy przeczytać kilkanaście innych, żeby się zorientować, że gdy mowa o przestępczości wewnątrzrasowej, czarni NIE zabijają większości białych. W jednym temacie wkleiłem nawet zrzutę ekranową z raportu DOJ, gdzie jak byk stoi, kto kogo najwięcej kill. Nikt nie robi z tego tajemnicy.

  15. Mergiel pisze:

    Drobna uwaga z mojego podwórka: propagatorzy powszechnego dostępu do broni często pomijają w swoich statystykach dane o przypadkowych wypadkach śmiertelnych lub powodujących ciężkie obrażenia ciała związanych z bronią palną przy porównywaniu do liczby ofiar wypadków drogowych, a jest to dość poważna liczba i ściśle związana z dostępnością do broni. Niestety dysponuję tylko swoimi lokalnymi obserwacjami. Niestety dysponuję tylko swoimi lokalnymi obserwacjami. Pozdrawiam i gratuluję kolejnego doskonałego opracowania.

  16. gunnut pisze:

    @Mergiel

    Wypadki z udziałem broni palnej znajdują się obecnie na najniższym poziomie w historii (mowa oczywiście o USA). Większe jest prawdopodobieństwo, że utopisz się w przydomowym basenie niż że postrzelisz się przypadkowo z broni albo że ktoś postrzeli cię przez przypadek.

    Po drugie, Propagatorzy Powszechnego Dostępu Do Broni nie porównują broni palnej do samochodów dla jakiejś własnej przyjemności, a co najwyżej reagują propagandę „drugiej strony”. Ostatnio furorę w anglojęzycznej blogosferze robił wykres autorstwa Centrum na rzecz Amerykańskiego Postępu (Center for American Progress/CAP), ukazujący zgony spowodowane użyciem samochodów i broni.

    Wyguglaj sobie dwa wpisy:

    „Broń palna bardziej zabójcza niż samochody”

    „Wypadki z bronią – żniwo śmierci czy urojenia hoplofobów?”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *