Być może najbardziej fascynującym aspektem klasizmu jest jego ponadklasowość. Nie jest niespodzianką, że medialny ekspert z tytułem profesora dzieli się z czytelnikami gazety niesprawiedliwymi, opartymi na uprzedzeniach opiniami o ludziach z niskim statusem ekonomicznym. Nie jest zaskoczeniem, że podobne nastawienie przejawią przedstawiciele biurowej klasy średniej, którzy z wyraźną wyższością spoglądają na gorzej zarabiających i gorzej wykształconych ludzi. Do refleksji skłania fakt, że klasistowskie poglądy przejawiają także ludzie o niskim statusie ekonomicznym. W ostatnich tygodniach spotkałem ludzi zarabiających niewiele powyżej minimalnego wynagrodzenia, którzy dzielili się uwagami o dzieciorobach, którzy przepiją każdą z 500 złotówek, które dostawać będą w ramach rządowego programu 500+. Na uwagę, że przecież oni sami albo ich znajomi mogą być beneficjentami tego programu odpowiadali, że to coś zupełnie innego i oni na pewno mądrze wykorzystaliby te pieniądze.
Merriam-Webster definiuje klasizm jako niesprawiedliwe traktowanie ludzi z powodu ich ekonomicznego statusu, uprzedzenie lub dyskryminacja oparte na klasie społecznej. W tym kontekście będę pisać o klasizmie. Według mnie jednym z najważniejszych aspektów klasizmu jest przypisywanie osobom z niskim statusem ekonomicznych niskich standardów moralnych. Lustrzanym odbiciem takiej postawy jest przekonanie o wysokich standardach moralnych przedstawicieli ekonomicznej lub edukacyjnej elity.
Dyskusja* o rządowym programie 500+ pokazała ogromną rolę, którą klasizm odgrywa w kształtowaniu opinii społecznej w sprawach polityki socjalnej. Na potrzeby niniejszego tekstu szukałem idealnego przykładu klasistowskiej postawy w dyskusji o programie 500+. Moja cierpliwość została wynagrodzona. Okazało, że przedstawiciel rządu, dla którego program 500+ jest sztandarowym elementem polityki społecznej, wystąpił z propozycją, która idealnie pokazuje istotę klasistowskiego myślenia. Minister Sprawiedliwości, wnuk polskiego oficera, Zbigniew Ziobro zaproponował by pieniądze transferowane w ramach programu 500+:
- deponować na specjalnym koncie
- wypłacać z tego konta specjalną kartą płatniczą
- tylko w ramach zapłaty za artykuły ściśle przeznaczone dla dzieci, na przykład ubrania, kosmetyki, środki pielęgnacji, produkty żywnościowe
Tak więc przedstawiciel rządu uznał, że potencjalni beneficjenci programu 500+ są intelektualnie lub moralnie niezdolni do podjęcia decyzji o tym w jaki sposób przeznaczyć pieniądze z programu 500+ w celu poprawienia sytuacji swoich dzieci. Należy więc opracować listę produktów, czym zajmą się wybitnie kompetentni urzędnicy, na które nierozgarnięci lub lekkomyślni rodzice będą mogli przeznaczyć pieniądze przekazane im przez polski rząd. To przecież niedopuszczalne by rodzic zdecydował przeznaczyć transfer w ramach 500+ na kurs zawodowy, który podniesie jego kwalifikacje i w długim terminie zwiększy dochody albo na trochę większy samochód, który pozwoli rodzinie wygodniej podróżować. Naturalnie, do wdrożenia systemu spec-kont, spec-kart i spec-listy (mam nadzieję, że gender-odpornej: pan minister nie chce przecież dopuścić do sytuacji by z transferowanych pieniędzy kupowano chłopcom lalki), trzeba będzie zatrudnić setki urzędników.
Postawa ministra Ziobry nie jest dla mnie niespodzianką. Bardziej zaskakująca może się wydawać reakcja dziennikarzy i publicystów, których praktycznie cały światopogląd ekonomiczny można streścić zdaniem „obywatele lepiej niż urzędnicy wiedzą na co wydać swoje pieniądze”, a którym pomysł ministra bardzo się spodobał. Można zapytać: dlaczego ktoś kto regularnie używa argumentu „obywatele lepiej niż urzędnicy wiedzą na co wydać swoje pieniądze”, na przykład przeciwko podwyżkom podatków, entuzjastycznie popiera ideę współtworzenia przez urzędników budżetów domowych tysięcy polskich rodzin? Moim zdaniem powód jest prosty. Obywatele to oni, klasa średnia, ludzie mądrzy i odpowiedzialni. Beneficjenci programu 500+ to zupełnie inna grupa ludzi. Ci ludzie nie potrafią gospodarować pieniędzmi. Gdyby potrafili byliby klasą średnią. W tym kontekście, kuriozalny wydaje się fakt, że beneficjentami programu 500+ będą także wielodzietni przedstawiciele klasy średniej. Zapewne po otrzymaniu tych dodatkowych 500 złotych dostaną małpiego rozumu i natychmiast pobiegną przepuścić wszystko w monopolowym.
W Polsce mieszkają setki tysięcy beneficjentów uprzywilejowanych systemów emerytalnych. Płacą niższe składki i otrzymują wyższe emerytury niż ludzie w standardowym systemie. Oznacza to po prostu, że państwo co miesiąc przesyła im transfery pieniężne ze środków, które zebrało w podatkach. Czy wyobrażacie sobie polityka postulującego stworzenie listy produktów, które ludzie mogliby kupować za swoje uprzywilejowane emerytury? Dlaczego żaden publicysta ani dziennikarz nie martwi się, że emerytowani sędziowie przeznaczają swoje emerytury na koniaki i cygara? Przecież możliwość, że jakiś przedstawiciel niższej klasy średniej kupi sobie za pieniądze z programu 500+ butelkę wódki nie daje spokoju dużej liczbie medialnych ekspertów.
Zapewne jakaś część środków w ramach programu 500+ trafi do rodziców borykających się na przykład z problemami alkoholowymi i zostanie zmarnotrawiona. Taki sam los spotyka zapewne jakąś część uprzywilejowanych emerytur. Istotne pytanie brzmi w tym wypadku: jaki poziom marnotrawstwa uzasadnia wprowadzenie rządowej kontroli nad budżetami tysięcy polskich rodzin?
Moim zdaniem pojawiające się przy okazji dyskusji o programie 500+ pomysły są częścią idei poniżania i stygmatyzowania biednych za pomocą programów socjalnych. W 2015 roku uchwalono w stanie Kansas prawo, które ograniczyło jednorazową wypłatę (w bankomacie) ze specjalnego konta z transferami społecznymi do $25 dziennie. Amerykańskie banki pobierają opłaty za wypłaty z tego typu kont (około $2), swoją opłatę pobiera też Kansas ($1). Tak więc na biednych ludzi wypłacających swój transfer socjalny w bankomacie nałożono coś w rodzaju 10% podatku. To samo prawo zabroniło między innymi wydawania pieniędzy z pomocy społecznej na bilety do kina, na basen lub na alkohol. Jak zauważył Dylan Matthews z Vox programy socjalne skierowane do klasy średniej nie posiadają tego typu obostrzeń. Rząd nie interesuje się na przykład tym na co zostaną wydane pieniądze zaoszczędzone dzięki uldze podatkowej na odsetki od kredytów hipotecznych.
Skąd się bierze tak ogromna popularność klasistowskich postaw? W żadnym wypadku nie zamierzam pomniejszać roli zwykłego bucostwa, silnej potrzeby czucia się lepszym i bardziej wartościowym od innym ludzi. Potrzeby, którą przejawiają także bardzo zamożni i odnoszący sukcesy życiowe ludzie. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na dwa błędy poznawcze, które wspierają klasistowskie postawy. Pierwszym z nich jest utożsamianie wyniku z procesem. To skłonność do zakładania, że dobre decyzje prowadzą do dobrych rezultatów a złe decyzje prowadzą do złych rezultatów. Korzystając ze skrótu myślowego zakładamy, że jeśli ktoś jest biedny to musi za to ponosić odpowiedzialność – jest leniwy, rozrzutny, może niezbyt rozgarnięty. Tymczasem poza osobistymi cechami, których duża część jest z kolei wynikiem loterii genetycznej, na sukces lub porażkę w życiu wpływają środowisko, w którym ktoś się wychowuje i czynnik szczęścia. Wyobraźmy sobie dwie bliźniaczki z Warszawy, które kończą liceum ekonomiczne i zostają księgowymi w latach 70. Jedna zaczyna pracę w banku, druga w fabryce kurtek gdzieś pomiędzy Warszawą a Łodzią. Po transformacji ustrojowej jedna z nich jest pewnym przedstawicielem klasy średniej, na dobrej drodze by dostać spory pakiet akcji prywatyzowanego banku a druga bezrobotną z małego miasta z 30% strukturalnym bezrobociem (szwaczki nie posiadały kluczowej w III RP umiejętności palenia opon pod Sejmem).
Klasistowskie postawy może wspierać także efekt halo. To rodzaj podstawowego błędu atrybucji polegający na przypisywaniu komuś cech osobowościowych na podstawie pierwszego wrażenia. Ten błąd kognitywny prowadzi na przykład do przypisywania inteligentnej osobie innych pozytywnych cech takich jak pracowitość czy uczciwość. Jeśli pierwszą docierającą informacją jest jakiś sygnał niskiego statusu ekonomicznego, biedy to umysł może automatycznie uzupełniać obraz takiej osoby o inne negatywne cechy: lenistwo czy lekkomyślność. Obawiam się więc, że możemy być zaprogramowani do przejawiania klasistowskich postaw.
Kilka tygodni temu zetknąłem się z taką banało-bzdurę: państwo nie powinno zachęcać do posiadania dzieci ludzi, którzy gotowi są zdecydować się na dziecko bo dostaną od państwa 500 złotych miesięcznie. To w rzeczywistości bardzo klasistowskie stwierdzenie, które sugeruje, że ludzie, którzy odpowiedzą na program 500+, których dodatkowe 500 złotych przekona do postarania się o dziecko, są bardzo nieodpowiedzialni. Na tyle nieodpowiedzialni, że nie wychowają dobrze swojego dziecka. Myślę, że sporo przedstawicieli klasy średniej zgodziłoby się z takim rozumowaniem, przynajmniej w pierwszej reakcji
Jakiś czas później zapytałem znajomych czy wyobrażają sobie jakąś kwotę subwencji, która przekonałaby ich do postarania się o dziecko. Odpowiedzi były raczej negatywne z zastrzeżeniem, że mogliby się zastanowić przy kwocie pozwalającej na zatrudnienie dobrej niani (w Krakowie to byłoby pewnie z 3000 zł). To jest oczywiście czysto abstrakcyjny scenariusz, nikt nie zaproponuje wyższej klasie średniej programu 3000+. Myślę jednak, że sporo ludzi mogłoby wskazać jakąś wysoką kwotę państwowego wsparcia, która mogłaby wpłynąć na ich plany prokreacyjne. Potwierdza to moja twitterowa ankieta. Można teraz wyobrazić sobie milionera który mówi: państwo nie powinno zachęcać do posiadania dzieci ludzi, którzy gotowi są zdecydować się na dziecko bo dostaną od państwa 3000 złotych miesięcznie.
Myślę, że klasizm odgrywa ważną rolę w kreowaniu poglądów wielu ludzi na problemy polityki socjalnej**. Z własnego doświadczenia wiem, że bardzo łatwo jest uznać oparte na klasowych uprzedzeniach banały za oparte na zdrowym rozsądku argumenty przeciwko pomocy społecznej. Nie oznacza to oczywiście, że wszystkie pomysły w tej dziedzinie są warte implementowania. Warto jednak nauczyć się odróżniać merytoryczną krytykę polityki społecznej od sprzeciwu bazującego na klasowych uprzedzeniach.
* Z kilku powodów nie jestem zwolennikiem rządowego programu 500+. Po pierwsze uważam, że program 500+ będzie bardzo nieefektywnym programem wspierania dzietności. Programy wspierania dzietności są z reguły bardzo mało efektywne (o czym świadczą na przykład mizerne rezultaty jakie uzyskuje w tej dziedzinie niezwykle zdeterminowany, ponadprzeciętnie efektywny politycznie i dysponującymi bardzo dużymi zasobami Singapur) a transfery pieniężne są bardzo mało efektywnymi mechanizmami wspierania dzietności. Po drugie, uważam że program 500+ jako program pomocy społecznej, bo tym jest w rzeczywistości mimo innych deklaracji, nie jest ewidentnie potrzebny. Gigantyczny bodziec konsumpcyjny nie jest spójny z rządową polityką wspierania inwestycji. Podzielam też obawy, że pieniężny charakter programu może mieć negatywne skutki dla aktywności zawodowej, zwłaszcza wśród kobiet. Wreszcie, moje preferencje ideologiczne nie czynią ze mnie entuzjasty prób sterowania przez państwo tak intymnymi decyzjami obywateli jak decyzje prokreacyjne.
** Sytuacja staje się wyjątkowo trudna gdy podziały klasowe nakładają się na podziały rasowe czy etniczne
W nawiązaniu do Demographic Research to, hej, ale Ziobro ma rację. Bo skoro incydentalna zachęta finansowa, pozbawiona szerszego wsparcia w postaci systemowego programu, jest skazana na skonsumowanie w dowolny sposób i niekoniecznie związany z realizacją ról (społecznych i/lub biologicznych) rodziców, to aby pomoc tę uratować logicznie, musi zostać przeznaczona na to do czego została stworzona. Choćby administracyjnymi działaniami. Nie ma prawa działać? Nieważne.
:)
Zgadzając się z praktycznie wszystkim:-) nie przekonują mnie obawy o ograniczeniu aktywności zawodowej. Pomijając bardzo skrajne przypadki, 500 zł nie zastąpi utraconych z pracy zawodowej dochodów.
Uśmiałem się z tej niższej klasy średniej. Przypomniało mi się medle-medle-medle klas z filmu „Kochaj, albo rzuć”.
red.grzeg
rozumiem, że dla Ciebie zarabianie 800 pln brutto na pól etatu to abstrakcja, ale tak w Polszy jest że niektórzy tak pracują.
Do artykułu mam kilka zastrzeżeń, które postaram się jak najlepiej streścić w punktach.
1. W kontekście całej wypowiedzi znajduje się wyrażone nie wprost założenie, że kontrola wydawania socjalnego 500 zł ma służyć nie zmarnotrawieniu środków przez rodziny. Na ile ja zrozumiałam, kontrola jest sugerowana przez pracowników socjalnych, nie w celu nie zmarnotrawienia środków, a w celu odniesieniu przez nie praktycznego skutku, tj. faktycznie bycia pomocą socjalną. Abstrahując od tego, że w takiej formie jak jest to proponowane, kontrola jest niemożliwa, jako osoba pochodząca z rodziny żyjącej wyłącznie z pomocy społecznej, wiem, że pierwsze na co zostanie wydana tego typu pomoc społeczna będą nałogi. Danie więc ludziom pieniędzy do reki z wiarą w ich indywidualną i nieskażoną wolność tworzenia budżetu może być niedźwiedzią przysługą która odniesie odwrotny skutek społeczny: wzmocnienie patologicznych zjawisk wśród rodzin ubogich. Nawiasem pisząc, cała pomoc społeczna jaką moja rodzina dostaje od państwa jest przeznaczana na wódę i papierosy, a jedzenie dają im bezpośrednio do ręki najbliżsi. Na argument, że ludzie z klasy średniej także bywają alkoholikami, ćpunami itd., można odpowiedzieć, że oni, przynajmniej póki co, mają za co pić i ćpać.
2. Twój własny 'klasizm’, Autorze, przebija się z artykułu na kilku poziomach.
Po pierwsze przez milczące założenie, że twoja perspektywa jest obiektywna tylko z uwagi na egalitaryzm: mimo bycia przedstawicielem klasy średniej (jak domniemam) uważasz, że jesteś w stanie spojrzeć na świat spoza perspektywy klasowej, czego nie robią inni, zarówno przedstawiciele twojej, jak i innych klas. Jest to w ogólności typowe złudzenie – podobnie wygląda sytuacja z płcią, np. gdy feministki i feminiści odnoszą wrażenie, że ich poglądy nie są zdeterminowane przez własną płeć tylko przez krytyczne spojrzenie, wyjście poza system, i jako takie są bardziej obiektywne niż poglądy mężczyzn czy kobiet o poglądach tradycyjnych. Egalitaryzm jest jedną z cech człowieka światłego, do bycia którym aspirują przedstawiciele klasy średniej, i w których ustach brzmi on dumnie. W ustach innych brzmi śmiesznie.
Po drugie, poraża siła przekonania o tym jak wygląda życie innych klas, ludzi, których doświadczeń nie dzielisz, i utrzymywanie tego przekonania po skonfrontowaniu się z wypowiedziami ludzi którzy te doświadczenia faktycznie dzielą i wyrażają pogląd sprzeczny z twoim. Samemu pouczając, jak wygląda rzeczywistość mniej zamożnych klas, czując się w jakiś sposób uprawnionym żeby w ich imieniu domagać się wolności w rozporządzaniu 500 zł. W dodatku wnioski o bycie innych klas wyciągasz na podstawie np. ankiet wśród swoich znajomych.
3. Jesteś niekonsekwentny, raz pisząc że nie można zakładać, że biedni ludzie postąpią nieracjonalnie wydając 500 zł, a następnie pisząc, że gdy biedne kobiety dostaną 500 zł to odechce się im pracować.
@ Trystero
W Polsce w 2014 istniało ponad 1,7 mln mikroprzedsiębiorstw(zatrudnienie do 9 pracowników). Średnie wynagrodzenie brutto w tych firmach wynosiło 2315 pln. Dla wielu zatrudnionych w takich firmach dodatkowe 500 pln miesięcznie na dziecko to jednak niebagatelna kwota.
Ciekawi mnie, czy te 500 złotych miesięcznie będzie również przysługiwać rodzinom imigrantów przebywającym w Polsce ze statusem uchodźcy. Wiele tego rodzaju programów wprowadzanych w innych krajach stało się bowiem silnym magnesem dla imigrantów szukających miejsca do osiedlenia się.
@AdamDuda,
Tak wygląda moja wypowiedź?
Nie, nie jest to dla mnie abstrakcja, wręcz przeciwnie.
Właśnie dla ludzi zarabiających 800 zł brutto (co jest jednak pewną skrajnością) na pół etatu, każde kilkaset złotych jest krytycznie istotne i prawdopodobnie nie będą z nich, bez istotnych bardzo powodów, rezygnować.
@judyta
O ile trudno mi dyskutować z przebijającym z pierwszych dwóch punktów Pani wypowiedzi przekonaniem, że jako osoba w jakimś stopniu znająca system pomocy społecznej od strony beneficjenta jest Pani lepiej zorientowana i przez to bardziej upoważniona do wypowiadania się niż Trystero (aczkolwiek to przekonanie też może stanowić błąd logiczny, ponieważ próbka jednostkowa nie przekłada się na dane statystyczne; jak to mówią anglofoni, the plural of „anecdote” is not „data”), o tyle błąd logiczny w punkcie trzecim jest dość rzucający się w oczy: decyzja o rezygnacji z pracy za 800 zł brutto, by zająć się domem, jeśli powstała w ten sposób luka w budżecie zostanie wyrównana innym przychodem (w tym przypadku z programu 500+) może być jak najbardziej racjonalna (bo np. wyeliminuje konieczność płacenia za przedszkole). Nie ma tu więc żadnej niekonsekwencji ze strony autora.
@judyta said
Ale takich patologicznych rodzin jest niecały procent.
@ Judyta
Szymon i krzyzakow w sumie napisali to co planowałem.
Spór o tym, kto z nas ma lepszą wiedzę o rodzinach z niskim statusem ekonomicznym nie ma żadnego sensu. Nie jest też prawdą, że myślę o sobie jak o idealnie obiektywnym komentatorze, wolnym od skrzywień, etc. Wręcz przeciwnie. W samym tekście daje do zrozumienia, że zauważyłem u siebie uleganie klasistowskim uproszczeniom i traktowanie ich jak rzeczowe argumenty.
Od siebie skomentuje tylko jedno Twoje zdanie: Na ile ja zrozumiałam, kontrola jest sugerowana przez pracowników socjalnych, nie w celu nie zmarnotrawienia środków, a w celu odniesieniu przez nie praktycznego skutku, tj. faktycznie bycia pomocą socjalną.
To jest przecież to o czym pisałem, czyli uznanie, że beneficjenci 500+ są moralnie lub intelektualnie niezdolni by wydać te pieniądze z korzyścią dla swojej rodziny. To zdanie jest zapewne prawdziwe dla marginalnej części beneficjentów ale w stosunku do całości jest totalnym nadużyciem.
@Szymon
„decyzja o rezygnacji z pracy za 800 zł brutto, by zająć się domem, jeśli powstała w ten sposób luka w budżecie zostanie wyrównana innym przychodem (w tym przypadku z programu 500+) może być jak najbardziej racjonalna (bo np. wyeliminuje konieczność płacenia za przedszkole)”
Skoro jest racjonalna, to znaczy, że jest słuszna – jest z korzyścią dla samej siebie.
Założyłam milcząco, że Autor uważa taką decyzje za nieracjonalną: bycie nieaktywną zawodowo matką ma negatywne skutki dla samej zainteresowanej.
Nie zwróciłam uwagi na możliwą interpretację, że owszem, aktywizacja zawodowa jest niekorzystna dla samej zainteresowanej, ale korzystna dla realizacji jakiegoś wyższego celu np. dobra gospodarki, albo dobra ogólnospołecznego, w związku z czym matki muszą być zmuszane do pracy przez presję ekonomiczną.
@krzyzakov
„Ale takich patologicznych rodzin jest niecały procent.”
Po 1, zależy to od tego gdzie definiujesz początek tego co uznajesz za patologię. Podałam przykład własny, może skrajny, tylko w celu obrazowania sytuacji, bo tu nie chodzi tylko o alkoholizm – także o zaburzenia psychiczne etc. Podsumuj sobie palaczy, alkoholików, lekomanów, osoby chore psychiczne, etc. i uwzględnij dodatnią korelację między niskim dochodem na członka rodziny a tymi problemami to zobaczysz, że problem jest dużo mniej marginalny niż wspomniane przez ciebie 1%.
Aby nie być gołosłowną, przywołam analizę statystyczną:
https://www.for.org.pl/upload/File/zeszyty/Zeszyty_Skad_sie_bierze_bieda_Kurowska.pdf
3.1.5. Patologie a bieda oraz problem „dziedziczenia biedy”.
@Trystero:
> To przecież niedopuszczalne by rodzic zdecydował przeznaczyć transfer w ramach 500+ na kurs zawodowy, który podniesie jego kwalifikacje i w długim terminie zwiększy dochod
Mylnie traktujesz tu 500 złotych jako całość budżetu domowego, a tymczasem to jedynie dodatek o konkretnym przeznaczeniu.
Wykorzystanie tych środków na utrzymanie dziecka, czyli zgodnie z intencją pomysłodawców programu, zwolni środki gdzie gdzie indziej i je już rodzina będzie mogła przeznaczyć na podniesienie kwalifikacji.
Chodzi jedynie o to, żeby co najmniej taka kwota była przeznaczana na dziecko, bo z myślą o nim je przeznaczają.
Przy okazji umożliwi ona natomiast również np. podniesienie kwalifikacji, ponieważ środki dotychczas wydawane na powyższe cele będzie można przeznaczyć na coś innego.
> Można zapytać: dlaczego ktoś kto regularnie używa argumentu „obywatele lepiej niż urzędnicy wiedzą na co wydać swoje pieniądze”, na przykład przeciwko podwyżkom podatków, entuzjastycznie popiera ideę współtworzenia przez urzędników budżetów domowych tysięcy polskich rodzin
Bez wskazania konkretnych przykładów brzmi to jak chochoł i ciężko się do tego odnieść. Może byłaby szansa na jakiś konkret, np. jaki dziennikarz, gdzie głosił taki pogląd oraz jak wypowiedział się teraz o programie?
Sposobów na pogodzenie takich nieskonkretyzowanych poglądów jest cała masa i sprzeczności logicznej tu nie ma, ale najchętniej odniósłbym się do konkretów.
> Tak więc przedstawiciel rządu uznał, że potencjalni beneficjenci programu 500+ są intelektualnie lub moralnie niezdolni do podjęcia decyzji o tym w jaki sposób przeznaczyć pieniądze z programu 500+ w celu poprawienia sytuacji swoich dzieci.
To stwierdzenie jest bezzasadne i wygląda na to, że znalazło się w tym miejscu tylko dlatego, żeby pasowało do czającej się gdzieś w myślach idee fixe klasizmu.
offtop, ale mocno na czasie
https://medium.com/@octskyward/the-resolution-of-the-bitcoin-experiment-dabb30201f7
Mówią to, co wypada powiedzieć, ale z punktu widzenia ministra finansów wydanie tych 500 zł na wódę, to najlepszy możliwy scenariusz.
@ Łukasz
Wygrałeś internety!
Ta wódka to jest drugie dno programu. Spora część rodzących się dzieci, szczególnie dzisiaj, jest poczęta pod wpływem alkoholu. Jakby dobrze zadbać o to, żeby niczego poza wódką nie kupowali, to może efekt byłby wykładniczy.
Pierwszymi, którym te pieniądze odbiorą, będą ci, którzy zechcą odkładać to na studia dla dzieci. Skoro odkładają, to znaczy, że nie potrzebują!
W Polsacie leci taki program „Nasz nowy dom”, który bije rekordy oglądalności. W istocie polega on na tym, że takiej patologii, którą wszyscy się brzydzą rozpatrywaniu 500+ remontują domy i mieszkania. Jakoś nikomu to w tym wydaniu nie przeszkadza.
@nyen
I 'patologia’ przed telewizorem płacze ze szczęścia, a po odejściu kamer wszystko sprzedaje, bo po dostaniu nowego domu nie stać ich na jego utrzymanie.
A jak żyją dalej, po wielu latach tego TV nie pokazuje bo po co? Wszak chodzi tu o emo telewidza, nie o realną pomóc komukolwiek. I też o emo chodzi z 500 zł, ale to wie każdy bardziej ogarnięty.
Zastanawiam się jak w klasistowskim ujęciu rozumieć dyskusję o 6/7-latkach, kolejnym sztandarowym projekcie. Klasistami jest część rodziców którzy będąc w uprzywilejowanej pozycji nie wyobrażają sobie, że nie w każdej rodzinie „Rodzic wie najlepiej”? Ach nie, klasistami są ci którzy narzucają obowiązek szkolny bo nie ufają biedocie, że pośle potomstwo do szkoły. Mnie się wydaje, że klasizm to dopiero będzie kiedy dzieci w szkołach aż po studia będą wiedziały kto jest inteligentny a kto opóźniony w rozwoju.
Przy okazji zastanawiam się która zmiana jest ważniejsza dla demografii i ekonomii. Skłaniam się ku tej szkolnej, zdaje się wbrew głównemu nurtowi dyskusji.
Genialny tekst.
Zapewne niewiele osób pamięta niezwykłą inwencję narodu w obchodzeniu systemu kartkowego, który był tworem stanu wojennego po 1981 r. Teraz też nie będzie inaczej. 500+ jest nowym systemem kartkowym i jako taki jest skazany na niepowodzenie. Wiele osób o niewysokich dochodach w małych miejscowościach zaopatruje się w towary spożywcze i pierwszej potrzeby na bazarach i rynkach. Czy chcemy na wszystkich wymusić jakieś terminale kartowe i idący za tym fiskalizm? Nikt na to nie pójdzie i spowoduje to wzrost kosztów utrzymania osób najuboższych. Miliony pójdą w błoto na system kart jako takich. To pomysł chorego umysłu, wykształconego w PRL i niezdolnego do twórczego myślenia.
Teraz samo 500+. Dlaczego 500? – Dlatego, że dobrze wygląda na sztandarze. Nikt nie wykonał jakiejkolwiek analizy jaki poziom jest optymalny (na zachodzie są to wyliczone kwoty, z dokładnością do dziesiątych Euro). Teraz może ktoś to policzy w ramach tzw. „konsultacji”, ale jest na do za późno. Z drugiej strony, to zwykła przypadłość wszystkich obietnic wyborczych.
@red.grzeg
widać, że: primo – nie masz dzieci, secundo – zarabiasz przyzwoicie lub dużo. W małych miastach i wsiach kobiety dorabiają/zarabiają jakieś grosze (np. umowa na 1/4 etatu, praca na pełen, pensja jakieś 1000 na rękę). W sytuacji gdy na trójkę dzieci dostanie się tauzena, kobieta rzuci to w cholerę i nie będzie się szarpać. Oszczędzi na przedszkolu, obiadach itp.
Na pytania typu 'czy ludzie biedni wydaja pieniadze gorzej niz bogaci’ jest jedna i tylko jedna poprawna odpowiedz. Sprawdzenie.
A klasista jest ten, kto sie z ta odpowiedzia nie zgadza (uwaza, ze wydaja gorzej, podczas gdy w rzeczywistosci wydaja rownie dobrze – lub uwaza, ze wydaja rownie dobrze, podczas gdy w rzeczywistosci wydaja gorzej).
Dlatego zamiast ideologicznych rozwazan wolalbym zobaczyc wyniki badan…
@Michał
Ale jakie byś przyjął kryterium?
Przeżył? Był uśmiechnięty? Dzieci osiągnęły „sukces”?
A dlaczego przyjmowac jedno kryterium? Pieciuset ekonomistow wymysli i przeprowadzi piecset roznych badan, a potem podsumujemy wyniki. Ktos popatrzy na to, jak biedni a jak bogaci wydaja pieniadze (na przyklad, czy kupuja gotowe posilki, czy polprodukty typu mieso, ziemniaki, kasza, warzywa). Ktos inny popatrzy na biednych ludzi ktorzy nieoczekiwanie sie wzbogacili (spadek, loteria) albo bogatych ktorzy nagle zbiednieli (bankructwo) i sprawdzi ich dalsze losy. Ktos jeszcze inny popatrzy na jeszcze cos innego…
Co do mylenia przyczyny ze skutkiem. Bez wąptienia takie zjawisko zachodzi. Przy okazji pojawiających się w internecie dyskusji o imigrantach/uchodźcach spoza Europy zauważyłem nieco ze zdziwieniem, jak bardzo powszechne i jak bardzo mocne jest poczucie bycia lepszym z powodu tego, że więcej się ma. Byle pracownik biurowy czy robotnik budowlany zachowuje się, jakby to była jego zasługa, że w Polsce w porównaniu do większości Bliskiego Wschodu żyje się dobrze, że są tu lepsze ubrania, mieszkania stoją nieburzone bombardowaniami, spokojniejsza kultura, dobry dostęp do wody i jedzenia, i tak dalej, i tak dalej… Paradoks jest uderzający: jak duże jest poczucie zasługi za rzeczy, które jakby nie patrzeć, po prostu się DOSTAŁO od losu – a z drugiej strony jak powszechnie przytakuje się, gdy tych, którzy tego nie dostali, nazywa się roszczeniowymi, że nie zasłużyli itp. Mimo że sprawa wydaje się tak bardzo oczywista – przecież wszyscy wiedzą, że osoba to mówiąca nie wymyśliła pisma ani chrześcijaństwa ani internetu, nie prowadziła podbojów rzymskich czy handlu transatlantyckiego, no naprawdę jest jasne, że nijak wpływu na to nie ma, że bombardowanko i bieda są tam, a dobrobyt tutaj.
(Swoją drogą, wiąże się to pewnie z rosnącą w ostatnich latach popularnością wszelakich mitów wojennych, zwłaszcza związanych z AK, ostatnio też z Sobieskim – pozwalających kreować przekonanie, że może nie my osobiście, ale nasz dziadek, owszem, poświęcił wiele, żebyśmy teraz mieli lepiej. Zapięcie tej logiki wymaga nieco uogólnień, ale tak jest to używane).
Chciałbym zwrócić uwagę na tę właśnie oczywistość. Otóż wyklucza ona moim zdaniem nazywanie tego na serio „pomyłką”. To niewłaściwe słowo. To nie jest „błąd” w tym sensie, że ktoś wypełnia test i chce go wypełnić jak najlepiej, ale niestety się myli. Pytanie – czy to „założenie” z tekstu, to „utożsamianie” procesu z efektem, zachodzi, gdyby miało świadczyć negatywnie o sobie samym? Ha, wtedy to już niezbyt. (Klasyczny w podręcznikach psychologii przykład o spóźnieniu, zawaleniu w pracy – zawsze jest powód, np. korki na ulicy, pies szczekał i nie pozwolił się wyspać). Tylko wtedy, gdy świadczy negatywnie o innych. Tak więc sam mechanizm moim zdaniem nie ma wiele znaczenia, bo jest tylko narzędziem (ewidentnie dla każdego zainteresowanego bzdurnym) do zaspokojenia celów emocjonalnych. I jakikolwiek inny mechanizm by pozwolił osiągnąć ten efekt, byłby użyty. Przyczyną – i tym, co wydaje mi się wobec tego znacznie ważniejsze – jest cel, dla którego ten mechanizm jest używany. Można to nazwać „bucostwem”, upraszczając mocno. Jednak sam sposób „tłumaczenia sobie” bucostwa właściwie jest jeno ciekawostką.
I Szanowny Autor zapomniał jeszcze o jednym. Program 500+ ma przyspawać elektorat (moim zdaniem to jego podstawowa rola). Zgadzam się, że dla paru milionów osób kwota stanowić będzie istotne uzupełnienie budżetu. I w trakcie kampanii wyborczej w 2019 roku dowiedzą się, że po dojściu do władzy opozycji, kwota ta zostanie im zabrana. Jak sądzisz – na kogo wówczas zagłosują?
@ogqozo
Kiedyś wszystko było prostsze:
`I tak kolejno zeznawali wszyscy – oficerowie pokładowi, mechanicy, starsi marynarze z europejskiej załogi, laskarowie[Hindusi], posługacze z Goa, palacze i trymerzy, a w końcu i pasażerowie. Ci potwierdzili opanowanie i względny spokój białej części załogi i oficerów wobec paniki, jaka ogarnęła załogę azjatycką. ’
`Nieeuropejscy członkowie załogi: Sąd został poinformowany, że ci ludzie, gdy są kierowani we właściwy sposób, sprawnie wykonują swe obowiązki i są skłonni do posłuchu wobec rozkazów swoich przełożonych. W szczególności odnosi się to do laskarów. Sąd wierzy, że tak jest rzeczywiście. Ich postawa w czasie wojny była bez zarzutu. W tym jednak wypadku nie ma wątpliwości, że wielu z nich uległo panice i myślało przede wszystkim o ratowaniu własnego życia, co w dużym stopniu przyczyniło trudności z opuszczaniem łodzi […]. Wielka szkoda, że drugi oficer zabrał do łodzi seranga, który powinien był pozostać na statku i pomagać starszemu oficerowi w dysponowaniu laskarami i utrzymaniu wśród nich dyscypliny.’
@ogqozo
Jednak nie mogę się zgodzić z twierdzeniem, że Polska (Francja, Niemcy, Szwecja, Szwajcaria, Finlandia, UK itd.) ma to co ma – ot po prostu dlatego, że to „DOSTAŁA od losu”. Jednak to jest głównie zasługa iluś tam pokoleń Polaków (Francuzów, Niemców, Szwedów, Szwajcarów, Finów, Brytyjczyków), którzy o to walczyli, na to zapracowali i popierali prowadzenie przez państwo takiej, a nie innej polityki – która tę walkę i pracę umożliwiła.
Myślę, że zmarnowano dobrą okazję żeby zmodyfikować nieco system podatków od obywateli. Można było połączyć kwotę wolną i +500 oraz ograniczyć inne formy świadczeń socjalnych – de facto kierować pomoc tylko dla rodzin, w których ktoś poważnie choruje. Szkoda, że Rząd tańczy tutaj jak opozycja zagra.
Jeśli zakładamy, że budujemy państwo sprawiedliwe, to po pierwsze kwota wolna od podatku powinna zapewnić minimum egzystencji w rodzinie. Przyjmując za model rodzinę pięcioosobową, to wg GUS mamy kwotę w okolicach 800 zł na osobę. Więc uważam, że taka kwota powinna być podstawą do wyliczania kwoty wolnej. Rządowy program +500 powinien być skierowany do rodzin, w których nie osiągnięto wskaźnika ww. wskaźnika GUS.
Ponadto, jeśli zakładamy, że bogatsi powinni dzielić się owocami swojej pracy, to po osiągnięciu pewnego poziomu dochodów nie byłoby kwoty wolnej.
Do tego zmiana zasad opodatkowania funduszu płac przewietrzyłoby nieco nasz system podatkowy.