Czy należysz do 1%?

Anglojęzyczna blogosfera ekonomiczna odkryła artykuł naukowy Branko Milanovica, autora książki The Haves and the Have-Nots: A Brief and Idiosyncratic History of Global Inequality, w którym autor pokazuje między innymi co w latach 1988-2008 stało się z dochodami mieszkańców świata znajdującymi się w poszczególnych percentylach dochodów.

Co zrobił Milanovic? Z badań gospodarstw domowych (z ponad 100 państw) w latach 1988-2008 Milanovic wyznaczył jakie dochody osiągały poszczególne 1% (od najbiedniejszego 1% do najzamożniejszego 1%) a następnie sprawdził co się stało z tymi dochodami w ostatnich dwudziestu latach (do 2008 roku). W efekcie powstał taki wykres:

Za Branko Milanovic

Za Branko Milanovic

Na wykresie wyraźnie widać dwie grupy zwycięzców (w środku wykresu i po jego prawej stronie – największy wzrost dochodów) oraz dwie grupy przegranych (po lewej stronie wykresu i w okolicach 80 percentyla – najniższy wzrost dochodów a nawet spadek).

To jest fascynujący wykres ale jestem pewien, że dla przeciętnego odbiorcy pozbawiony jest głębszego znaczenia. Dlaczego? Moim zdaniem przeciętny odbiorca nie ma zielonego pojęcia ile wynoszą dochody ludzi w poszczególnych percentylach zaznaczonych na tym wykresie. Co więcej, intuicja przeciętnego odbiorcy, moim zdaniem, zwiedzie go na manowce.

Zacznę od podania podstawowych faktów. To są wszystkie dochody po podatkach bezpośrednich na członka gospodarstwa domowego przeliczone przez parytet siły nabywczej. Gdybyście więc chcieli sprawdzić, w którym percentylu globalnych dochodów się znajdujecie powinniście zebrać wszystkie dochody gospodarstwa domowego (od wynagrodzenia po zyski kapitałowe), odjąć od tego podatki bezpośrednie (a więc składki emerytalno-zdrowotne i PIT), podzielić przez liczbę osób w gospodarstwie, pomnożyć przez około 1,6 by uwzględnić parytet siły nabywczej (PPP), ewentualnie podzielić przez trzy by otrzymać wynik w dolarach.

A teraz zagadka: ile Waszym zdaniem trzeba zarabiać by znaleźć się w

  • najzamożniejszym 1%?
  • najzamożniejszym decylu (10%)
  • najzamożniejszym kwintylu (20%)?
  • w górnej połowie?

Odpowiedzi na te pytania to (dane w PLN po uwzględnieniu PPP):

  • 34 000 USD PPP a więc około 64 000 PLN
  • 10 000 USD PPP a więc około 22 500 PLN
  • 5 000 USD PPP a więc około 9 400 PLN
  • 1 225 USD PPP a więc około 2 400 PLN

Jak widać przynależność do najzamożniejszego 1% (dochodowego) jest bardzo łatwa. Przynajmniej wtedy gdy nie ma się dzieci.

Być może odnieśliście inne wrażenie, ale moim zdaniem, analizowanie i wyciąganie wniosków z powyższego wykresu bez znajomości podanych wyżej faktów o wysokości globalnych dochodów, nie ma większego sensu.

Na przykład w USA, poniżej globalnego 90 percentyla dochodów znajduje się zaledwie 19% najbiedniejszych amerykańskich gospodarstw domowych (przyjąłem wielkość gospodarstwa domowego na 2). Tak więc stagnacja dochodów, o której pisał Branko Milanovic dotknęła tylko najbiedniejszą część zamożnych społeczeństw.

Milanovic nie pisze więc o stagnacji dochodów klasy średniej w państwach zamożnych (moim zdaniem będzie o niej pisał za 20 lat) ale o stagnacji dochodów najbiedniejszych mieszkańców tych państw.

Zdaniem Milanovica duża część „pechowców” w okolicy 80 percentyla to mieszkańcy byłego bloku wschodniego – w tym przypadku działa zapewne efekt takich a nie innych dat początkowych i końcowych okresu badania. Rok 1988 to okres tuż przed załamaniem gospodarczym i transformacyjną recesją.

Według GUS, by należeć do najlepiej zarabiającego kwintyla gospodarstw domowych w Polsce należało osiągać około 1767 PLN rozporządzalnego dochodu na członka gospodarstwa domowego miesięcznie, czyli 21 200 PLN rocznie. Tak więc niemal całe 20% najzamożniejszych Polaków należy do 10% najzamożniejszych ludzi na świecie.

Przeciętny roczny dochód na członka gospodarstwa domowego, które należy do II kwintyla (od 20% do 40%) to około 9 300. Jeśli w dużym uproszczeniu przejmiemy, że osiąga go połowa gospodarstw z II kwintyla to okaże się, że około 70% polskiego społeczeństwa jest w najzamożniejszych globalnym kwintylu, czyli 20%.

Pokazane powyżej dane tworzą pewien całkiem zabawny paradoks: zapewne wiele osób z państw zamożnych, które zdecydowanie protestują przeciwko nierównościom ekonomicznym w swoich państwach (pod hasłem „my jesteśmy 99%”) należy do 1% najzamożniejszych ludzi na świecie a już na pewno do 10% najzamożniejszych ludzi na świecie.

Rodzi to oczywiście istotne pytania natury ekonomicznej i etycznej, które sprowadzają się do kwestii czy nierówność ekonomiczna w moim państwie jest istotnie ważniejsza niż nierówność ekonomiczna na świecie?

To jest naprawdę ważne pytanie bo jak sugeruje Milanovic te same procesy, które zmniejszają globalną nierówność (tworząc miliony nowych przedstawiciele klasy średniej w takich państwach jak Chiny) zwiększają nierówność w obrębie państw zamożnych.

Do tego problemu powrócę w następnym tekście.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Gospodarka, Społeczeństwo, Świat i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

21 odpowiedzi na Czy należysz do 1%?

  1. wraithofux pisze:

    „A teraz zagadka: ile Waszym zdaniem trzeba zarabiać by znaleźć się w”
    Tu chodzi o kwoty roczne czy miesięczne?

    Polecam też interaktywną zabawkę z ładnymi wizualizacjami, z uwzględnieniem dwóch podejść – wg zarobków i wg posiadanych bogactw (aczkolwiek nie sprawdzałem z jakch danych korzystają).
    http://www.globalrichlist.com/

    • Trystero pisze:

      @ wraithofux

      Roczne

      Jeśli sobie dobrze przypominam to początek najbogatszego 1% w ujęciu majątkowym (netto) to jest chyba 750 000 USD – zgodnie z najnowszym raportem Credit Suisse.

      @ karroryfer

      Czy mamy się cieszyć z tego że należymy do 1% kiedy widać prawie naocznie że nierówności ciągle rosną i powoli cofamy się w kierunku XIXw ?

      Odpowiedź zależy skąd się bierze ten efekt a moim zdaniem to przede wszystkim efekt wyjścia w górę prawej strony wykresu (bogatsi są dużo bardziej bogatsi) a nie zapadnięcia się lewej strony (biedniejsi nie są biedniejsi, też się bogacą ale wolniej niż bogatsi).

  2. agnus pisze:

    Ciekawy ten dokument GUS. Według niego wszystkie, co do jednego, komputery posiadane przez mieszkańców Podkarpackiego mają dostęp do szerokopasmowego Internetu (mapa 3, str. 56).

  3. terion pisze:

    Świetny tekst. Intuicyjnie czułem coś takiego, ale teraz mam to ładnie ubrane w słowa. To trochę kamyczek do ogródka lewicy, która chce ograniczenia globalizacji poprzez np. bariery celne. Owszem, być może zyska klasa średnia na zachodzie (90-95 percentyl). Ale straci klasa średnia w Chinach, Indiach, Bangladeszu itp. (40-50 percentyl?).
    Więc z jednej strony troska o pracowników chińskich montowni i imigrantów płynących na Lampedusę, a z drugiej strony wspieranie mechanizmów ekonomicznych które im dokopią.
    Niestety globalizacja to miecz obusieczny. Prawdopodobnie „globalnie” zyskamy, ale to bogactwo będzie rozwodnione na kilka miliardów ludzi.

    • Trystero pisze:

      @ terion

      To jest dosyć skomplikowany problem bo przecież jest wiele zawodów, które ciągle są chronione przed globalizacją, ale sprytnie, przez certyfikaty i licencje. Na przykład duża część medycznej diagnostyki. Zdjęcia rentgenowskie mogą czytać Hindusi tak jak mogą pracować na infoliniach.

  4. karroryfer pisze:

    Pytanie co z tego wynika ?
    Czy mamy się cieszyć z tego że należymy do 1% kiedy widać prawie naocznie że nierówności ciągle rosną i powoli cofamy się w kierunku XIXw ?

    PS.
    To że należy pomagać tym 99% gorzej sytuowanych jest dla mnie oczywiste – pytanie jaj to robić mądrze ( np aby nie wspierać reżimów które utrzymują te społeczeństwa w biedzie)

  5. terion pisze:

    > kiedy widać prawie naocznie że nierówności ciągle rosną

    Wewnątrz „I świata”? Być może. Globalnie, czyli np. nierówność między USA, a Chinami? Albo Polską, a Indiami? Raczej maleją.

  6. W. pisze:

    „Wewnątrz „I świata”? Być może. Globalnie, czyli np. nierówność między USA, a Chinami? Albo Polską, a Indiami? Raczej maleją.”

    Ale to trochę porównywanie gruszek z jabłkami: w Chinach, Indiach i innych państwach rozwijających się nierówności też rosną, pewnie nawet bardziej, niż w rozwiniętych.

  7. terion pisze:

    @Trystero
    „To jest dosyć skomplikowany problem bo przecież jest wiele zawodów, które ciągle są chronione przed globalizacją”

    To wyjątki, wciąż liczne, ale nie zmieniające istotnie obrazu globalizacji. W przypadku zawodów medycznych jest problem z zaufaniem pacjentów. Na inne rzeczy godzimy się jeśli chodzi o konsultanta IT, a na inne w przypadku lekarza. Jeśli chodzi o analizę zdjęć rentgenowskich to myślę, że to kwestia dekady. Obecnie jest niewiele dziedzin, gdzie outsourcing byłby praktyczny i opłacalny, ale się go nie stosuje.

    @W. said
    „Ale to trochę porównywanie gruszek z jabłkami”

    Nie. To próba pokazania, że są jakieś gruszki i jabłka. Stwierdzenie „nierówności ciągle rosną” jest może i chwytliwe, ale zbyt ogólne, żeby jednoznacznie potwierdzić lub zaprzeczyć. Bo o jakie nierówności chodzi?

  8. kujawianin pisze:

    Widziałem gdzieś symulacje o ile więcej zarabiałaby klasa średnia w USA gdyby nie rozwarstwienie dochodowe i przechwytywanie większości owoców wzrostu gospodarczego USA przez klasę najbogatszych. Na globalizacji najbogatsi zyskują dokładnie z tego samego powodu dla którego „średniacy” w państwach rozwiniętych tracą: ponieważ można stworzyć presję na obniżenie ich zarobków poprzez wprowadzenie konkurencji z Chin i Indii. Jednocześnie dodatkowe zyski dla korporacji wynikające z oszczędności na kosztach pracy prawie w 100% zasilają kieszenie właścicieli, czyli najbogatszych.
    Mnie osobiście martwi, że globalizacja może mieć pewne ujemne skutki dla postępu technologicznego: po co wprowadzać np. wydajny kombajn w rolnictwie w USA skoro można zatrudnić tanich Meksykanów którzy pozbierają plony za centy. Albo lepiej: w Ameryce środkowej będą robić to samo co w USA za jeszcze mniej. Czyli nie potrzebna nam maszyna tkacka póki mamy tanich tkaczy.

    • Trystero pisze:

      @ kujawianin

      Mnie osobiście martwi, że globalizacja może mieć pewne ujemne skutki dla postępu technologicznego: po co wprowadzać np. wydajny kombajn w rolnictwie w USA skoro można zatrudnić tanich Meksykanów którzy pozbierają plony za centy. Albo lepiej: w Ameryce środkowej będą robić to samo co w USA za jeszcze mniej. Czyli nie potrzebna nam maszyna tkacka póki mamy tanich tkaczy.

      Bardzo interesująca uwaga ale czytałem wiele opinii, że odnosi się bardziej do przeszłości a nie do teraźniejszości czy przyszłości.

      Wielu ekonomistów jest przekonanych, że początki globalizacji już od lat 60. przyczyniły się między innymi do spowolnienia robotyzacji. Właśnie dlatego, że właściciele kapitału widzieli większą rentowność w przenoszeniu fabryk do Japonii a potem Korei a potem Chin a potem Indonezji niż w badaniach nad robotyzacją i wdrażaniem wynalazków. Przeważająca opinia obecnie wskazuje jednak na to, że płace w Chinach i w Azji są już na tyle wysokie, że nie spowalniają robotyzacji. Zresztą Chiny są jedną z najbardziej dynamicznie robotyzujących się gospodarek. Oczywiście, nie wiem czy jest to poprawna diagnoza.

      A uwaga Kaggana też ma pewien sens. To znaczy postęp technologiczny musi mieć miejsce w sensowym ekonomicznym kontekście.

  9. kujawianin pisze:

    @terion:
    Wydaje mi się, że globalizacja byłaby dużo bardziej sprawiedliwa, gdyby dołek z okolic 80% zasypać górką która jest powyżej 90%. Otóż zjawisko etycznie pożądane (wyrównywanie się dochodów na świecie) połączone jest z czymś niekorzystnym (rozwarstwienie w krajach najbogatszych). Wcale nie musi tak być.

  10. terion pisze:

    @kujawianin
    „Widziałem gdzieś symulacje o ile więcej zarabiałaby klasa średnia w USA gdyby nie rozwarstwienie dochodowe”

    Jakbyś miał linka, to podrzuć. Brzmi ciekawie.

    Z drugim postem w pełni się zgadzam.
    Pytanie jedynie czy taka globalizacja, jaką mamy dzisiaj, jest gorsza niż jej zupełny brak?

  11. kaggan pisze:

    „Mnie osobiście martwi, że globalizacja może mieć pewne ujemne skutki dla postępu technologicznego: po co wprowadzać np. wydajny kombajn w rolnictwie w USA skoro można zatrudnić tanich Meksykanów którzy pozbierają plony za centy.”

    To mi przypomina dowcip o amerykańskim projekcie długopisu działającego w stanie nieważkości, który miał się znajdować na wyposażeniu astronautów. Amerykanie wydali na projekt tego wynalazku miliony dolarów, a Rosjanie… użyli ołówka. Skumaj analogię.

  12. szopeno pisze:

    @kaggan
    Amerykanie nie używali ołówka, ponieważ drobneopiłki grafitu w stnaie nieważkości zwiększały awaryjność. Dlatego też natychmiast, kiedy udało sie opracować długopis działający w nieważkości, Rosjanie z radością się na niego przerzucili.

  13. kaggan pisze:

    @Tarhim

    Przecież napisałem, że to dowcip.

  14. meinglanz pisze:

    „Świetny tekst. Intuicyjnie czułem coś takiego, ale teraz mam to ładnie ubrane w słowa. To trochę kamyczek do ogródka lewicy, która chce ograniczenia globalizacji poprzez np. bariery celne. Owszem, być może zyska klasa średnia na zachodzie (90-95 percentyl). Ale straci klasa średnia w Chinach, Indiach, Bangladeszu itp. (40-50 percentyl?).”

    Szczerze mówiąc nie wiem po co lewica amerykańska miałaby troszczyć się o klasę średnią w Chinach. Chińska klasa średnia nie ma prawa głosu w wyborach do Kongresu. A sam wykres nie przeczy temu co mówi lewica – globalizacja oznacza przesunięcie produkcji i usług do krajów biedny, co w konsekwencji powoduje wzrost dochodów w tych krajach (pokazane na wykresie) i spadek dochodów robotników oraz klasy średniej w krajach bogatych (widoczne chociażby w niedawno publikowanym raporcie brytyjskiego rządu).

  15. Tarhim pisze:

    @Trystero

    A to z reguły tak bywa przy legendach miejskich, bo czemu by nie podmuchać numeru.

    @kaggan

    Ale kiepski.

  16. Anonimoslaw pisze:

    To samo pytanie (co jest ważniejsze równość dochodów na świecie czy w obrębie kraju) w kontekście kraj vs Unia Europejska.

    „Jeśli chcielibyśmy porównywać kraje między sobą, musielibyśmy przyjąć wspólną granicę ubóstwa, np. 60 proc. przeciętnych dochodów gospodarstw domowych we wszystkich krajach Unii łącznie po uwzględnieniu ich siły nabywczej. Wtedy okazałoby się, że w Wielkiej Brytanii ubogich będzie ok. 10 proc., a w Polsce ok. 60 proc.

    Przyjęte w UE ustalenia granicy ubóstwa spowodują, że zamiast oceny zmian zasięgu ubóstwa będziemy uzyskiwali oceny zmian nierówności dochodowych dla każdego kraju, a nie dla Unii jako całości.

    Bruksela chce do 2020 r. wyprowadzić z ubóstwa 20 mln ludzi. Obawiam się, że przez przyjętą metodologię nie będą to ludzie najbardziej potrzebujący pomocy.

    Polska jest największym beneficjentem pomocy unijnej związanej z walką z ubóstwem i wykluczeniem, ale powinna być jeszcze większym. Kosztem bogatszych państw UE.”
    http://wyborcza.pl/1,75478,14866184,Polska_biednieje__To_widac_w_liczbach__Pierwszy_raz.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *