Dylemat wagonika to eksperyment myślowy w etyce, którego celem jest pokazanie różnicy pomiędzy dwoma sposobami rozumienia moralności: absolutystycznym i utylitarystycznym. Ten pierwszy zakłada, że moralna ocena działania nie zależy od okoliczności ani dalszych skutków, ten drugi dopuszcza taką możliwość.
W najprostszej wersji problem ten wygląda tak: Wagonik kolejki wyrwał się spod kontroli i pędzi w dół po torach. Na jego drodze znajduje się pięciu ludzi przywiązanych do torów przez szalonego filozofa. Ale możesz przestawić zwrotnicę i w ten sposób skierować wagonik na drugi tor, do którego przywiązany jest jeden człowiek. Co powinieneś zrobić?
Dylemat wagonika ma wiele wersji, które na przykład badają różnicę pomiędzy moralną oceną akcji a moralną oceną bezczynności.
Przypomniałem sobie o tym problemie w czasie lektury D-Day Beevora. Przy okazji: nie sądziłem, że ta książka tak bardzo mi się spodoba. Oczywiście fragmenty omawiające historię działań militarnych nie są pasjonujące ale Beevor od czasu do czasu wrzuca prawdziwe perełki psychologiczne, socjologiczne i ekonomiczne.
W jednym z rozdziałów Beevor opisuje niemiecki program V-1 (latających bomb) i reakcję aliantów na ten program, konkretnie decyzję Komitetu Dwudziestu (nadzorującego to co podwójni agenci przekazywali niemieckiemu wywiadowi) by przekazywać meldunki zachęcające Niemców do kontynuowania programu V-1 i kontynuowania ostrzeliwania Londynu. Madrycki (podwójny) agent o pseudonimie ‘Lector’ pisał na przykład: Skutki działania nowej niemieckiej broni są przytłaczające. Pomimo bagatelizowania ich znaczenia przez propagandę bombardowania wywołały w społeczeństwie, jakiej jeszcze nie widziano (…). W kręgach rządowych i wojskowych wyraża się opinię, że jeśli Niemcy dalej będą tak intensywnie używać tego i innych rodzajów nowej broni to trzeba będzie pójść z nimi na ugodę i zawrzeć pokój.
W tym miejscu trzeba napisać, że choć z militarnego punktu widzenia program V-1 był totalną katastrofą to około 25% rakiet docierała do celu (głównie Londynu) i łącznie zabiło około 6000 a kolejne 18 000 raniło.
Dlaczego więc Alianci zachęcali Niemców do ostrzeliwania Londynu rakietami V-1? Przede wszystkim dlatego, że uważali, że użycie ich w czerwcu 1944 przeciwko alianckim przyczółkom w Normandii (zwłaszcza instalacjom portowym) lub portom w południowej Anglii, z których zaopatrywano armię inwazyjną byłoby dużo bardziej niebezpieczne z militarnego punktu widzenia.
Mamy więc do czynienia z klasycznym dylematem wagonika, w którym Alianci przestawili zwrotnicę i zachęcali Niemców do bombardowania celów o mniejszej wartości (militarnej).
Obecnie, historycy wojskowości dysponują danymi wystarczającymi do stwierdzenia, że cały program V-1 i V-2 był z punktu widzenia analizy kosztów (w tym kosztów alternatywnych – czyli wszystkich konwencjonalnych samolotów, których nie zbudowano) i korzyści totalną katastrofą dla hitlerowskich Niemiec. Z drugiej strony – amerykański program kosmiczny odniósł z niego sporo korzyści.
Przy okazji bombardowania Londynu rakietami V-1 pojawił się jeszcze jeden dylemat wagonika. Niemcy oczekiwali od swoich agentów (podwójnych agentów pracujących dla Aliantów) informacji o skuteczności rakiet, które miały posłużyć ich lepszej kalibracji. W tym przypadku Alianci po raz kolejny „przestawili zwrotnice”. Raporty podwójnych agentów sugerowały, że rakiety trafiają w północno-zachodni Londyn podczas gdy naprawdę raczej spadały w południowo-wschodnim Londynie lub w ogóle do niego nie docierały. Alianci spodziewali się, że Niemcy dostosują ustawienia i jeszcze więcej rakiet ominie gęsto zaludnione tereny (i będzie zabijać ludzi mieszkających w podlondyńskich miejscowościach).
Myślałem że od razu nawiążesz do samochodów bezzałogowych – bo nie tak dawno widziałem właśnie spekulacje na ten temat (czy lepiej, żeby samochód wjechał w grupkę dzieci na poboczu, czy też – ratując dzieci – rozbił siebie wraz zkierowcą o drzewo).
Dziękuję za te przykłady, ale osobiście bardziej podoba mi się poniższy przykład, o którym gdzieś czytałem (niestety nie pamiętam szczegółów ani gdzie to wyczytałem).
Jeden z agentów alianckich miał podać miejsce stacjonowania jakiejś dywizji niemieckiej (chyba chodziło o jak najmniejsze straty przy przeprawie przez jakąś rzekę). Niestety nie mógł zrobić tego przez radio. Wpadł więc na następujący pomysł: znalazł zupełnie obcego i niewinnego człowieka o nazwisku takim samym jak miejsce stacjonowania tej dywizji … i go zabił, dając się przy tym złapać.
Alianci, widząc po przeczytaniu informacji z gazety niemieckiej, że ich agent zamordował takiego a takiego zaczęli się zastanawiać o co chodzi i w końcu zrozumieli przekaz.
Niestety nie znam dalszych losów agenta – ani nie pamiętam szczegółów.
Pozdrawiam
@mucher – jak samochodzik będzie bezzałogowy to powinien rozbić się o drzewo :P
Ale poważnie mówiąc – bardzo ciekawy problem. Może tak jak w „Ja, Robot”, samochodzik oszacuje szanse powodzenia manewru i będzie ratował tego kto ma więcej szans.
Później ciekawe czy moglibyśmy ściągnąć z internetu nieoficjalne hacki które sprawiały by że autko będzie próbowało ratować właściciela za wszelką cenę.
Czy ten wpis ma drugie dno? W sensie: lepiej wywołać hiperinflację i położyć oszczędzających czy jej nie wywoływać i położyć wszystkich innych?
@ Credit Slayer
Są ludzie, którzy od wielu lat wszędzie widzą hiperinflację :) Do głowy mi nie przyszło, że wpis może być zinterpretowany w kontekście polityki monetarnej. Ale na pewnym poziomie masz rację, w tym sensie, że każda decyzja w polityce monetarnej i ekonomicznej oznacza pewien trade-off.
@ mucher
Ciekawe spostrzeżenie ale nie sądzę by czymś takim w ogóle zajmował się program sterujący samo-kierującymi się samochodami. Zbyt skomplikowane przy minimalnej liczbie przypadków. Pewnie będzie po prostu omijał przeszkody.
@ignorant: Czy jesteś, że to prawdziwa anegdota? Pytam, bo to praktycznie historia praktycznie identyczna z akcją opowiadania Borgesa ,,Ogród o rozwidlających się ścieżkach”, z tą tylko różnicą, że tam agent był niemieckim szpiegiem podczas I wojny światowej, a chodziło o zbombardowanie brytyjskiego magazynu wojskowego.
A ja nie jestem przekonany, że to jest życiowy przykład dylematu wagonika. Jest bowiem jedna bardzo istotna różnica:
– w dylemacie decyzja jest podejmowana przez jedną osobę;
– w podanym przykładzie decyzję podejmował komitet.
Rozmycie odpowiedzialności za niejednoznaczne moralnie czyny „ułatwia” podejmowanie decyzji.
Są i inne duże różnice: ot na przykład sam stan wojny, albo możliwość wydelegowania do pracy w komitecie ludzi o innym podejściu do wyborów moralnych.
Niemniej jednak ciekawa anegdota :)
@ hiiamfrompoland
„Czy będzie można ściągną haki?”
Piesi będą mogli. Działa to już na morzu.
Na małych jachtach, które są bardzo narażone na staranowanie przez np. kontenerowce stosuje się tzw. Activ Echo – urzadzenie, które sprawia, że mały jacht jawi się na radarze kontenerowca jako olbrzymia jednostka.
Trystero,
„kompromis” to takie piękne słowo…
P.S. Za mało wpisów.
@Aethelstan
Na pewno nie czytałem tej książki. O tej „historii” przeczytałem w jakimś czasopiśmie (ale już nie pamiętam gdzie). Nie sprawdzałem czy jest prawdziwa tylko przytoczyłem ją w formie (mniej więcej) w jakiej była tam umieszczona. Nie wykluczam tego, że ktoś mógł ją zmodyfikować/przekręcić.
Nawet jak nie jest to prawdziwa historia to i tak problem jest „ciekawy”. W sumie to taka urzeczywistniona odmiana dylematu wagonika (a właściwie jej wersji z grubasem na kładce).
Pozdrawiam
Problemem zazwyczaj nie jest podjęcie logicznej decyzji – wybrać śmierć jednej osoby, czy kilku – to dla ogromnej większości ludzi wybór oczywisty.
Prawdziwym problemem jest presja społeczna na podjęcie takiego a nie innego wyboru. Wszystko jest ok, tak długo jak długo przekonania większości dobrze odzwierciedlają rzeczywistość.
Ale wyobraźcie sobie taka sytuację: Tylko ty jeden znasz i/lub jesteś w stanie zrozumieć skomplikowany związek przyczynowo-skutkowy prowadzący do uratowania 10 ludzi jeżeli ten jeden zostanie uratowany… Dochodzi do dylematu: Czy ratować dziesięciu ludzi kosztem 5 ofiar i być skazanym na śmierć/długoletnie więzienie za zbrodnię, czy po prostu ratować własny tyłek?
@lamarr
istnieje zawsze możliwość, że tylko ty widzisz skomplikowany związek przyczynowo-skutkowy, bo masz bzika i ten związek faktycznie nie istnieje.
To nie jest zupełnie tak, że systemy etyczne „absolutystyczne” nie dopuszczają zmiany kwalifikacji moralnej czynu w zależności od okoliczności (tak bardzo „absolutystyczny” to był chyba tylko Kant, jeżeli się nie mylę). Sam dylemat wagonika zresztą to pokazuje: że są dwie sytuacje równoważne z punktu widzenia etyki utylitarystycznej, które dla większości ludzi równoważne nie są, i tak samo dla wielu etyków.
Skoro chrześcijanie nie znają tego dylematu i świadome skazanie na śmierć Jed(y)nego aby ocalić Wszystkich jest dla nich bezdyskusyjnie przejawem najwyższego dobra, to oznacza że etyka chrześcijańska jest utylitarna?
Rozwiązanie dylematu wagonika nie jest wynikiem absolutyzmu lub utylitaryzmu. Jest prosty (choć niełatwy) wybór między dobrem i złem.
Konflikt absolutyzm – utylitaryzm pojawiłby się wraz z dociekaniem kim są ludzie na torach i wartościowaniem ich życia.