Kilka dni temu znalazłem na blogu FT Alphaville zestawienie zmian pozycji państw w rankingu Doing Business. Wynika z niego, że w okresie ostatnich dwóch lat, po sześciu latach przebywania w ósmej dziesiątce rankingu Polska przesunęła się o ponad 30 miejsc: z 74 na 45 miejsce:
Przy okazji awansu Polski nasunęły się mi trzy refleksje. Po pierwsze, zastanawiam się czy rzeczywiście łatwość prowadzenia biznesu w Polsce zdecydowanie zwiększyła się w ostatnich dwóch latach i przedsiębiorcy realnie odczuli poprawę sytuacji czy raczej mamy do czynienia ze świetną ilustracją ograniczeń syntetycznych indeksów, które w sposób ilościowy mierzą złożone zjawiska gospodarcze i społeczne takie jak łatwość prowadzenia biznesu, efektywność biurokracji państwowej (z niezrozumiałych powodów nazywanej wolnością gospodarczą) czy poziom dobrobytu?
Zastanawiam się także na ile wynik w rankingu Doing Business można świadomie wypracować. Nie jest tajemnicą, że ustanowienie arbitralnych zasad pomiaru jakiegoś zjawiska, na które wpływ mają działania człowieka, a tym bardziej oparcie systemu motywacyjnego o wyniku tego pomiaru, rodzi ryzyko, że ludzie skoncentrują się na maksymalizowaniu wyników pomiaru a nie ulepszaniu jakości zjawiska, którą pomiar bada.
Powyższe zdanie może brzmieć trochę zawile i skomplikowanie ale wyraża bardzo prostą myśl. Jeśli zdecydujemy się mierzyć jakość edukacji za pomocą standaryzowanych testów to ryzykujemy sytuację, w której szkoły i nauczyciele maksymalizować będą wyniki testów a nie jakość edukacji. To ryzyko jest tym większe im w większym stopniu oprzemy system motywacyjny o wyniki tego arbitralnego pomiaru.
Innym przykładem może być oparcie oceny pracy akademickiej na ilości cytowań. Może to skłonić część badaczy do maksymalizowania ilości cytowań a nie jakości pracy badawczej.
Oczywiście, zarówno standaryzowane testy jak i ilość cytowań są całkiem sensownymi sposobami mierzenia odpowiednio osiągnięć edukacyjnych czy naukowych (powiedzmy, że lepszymi niż średnia ocen w dzienniku albo liczba publikacji i zdecydowanie lepszymi niż wyssana z palca ocena jakiegoś eksperta). Nie eliminują jednak ryzyka maksymalizowania wielkości pomiaru a nie mierzonego zjawiska.
Zastanawiam się na ile coś takiego możliwe jest w przypadku indeksu Doing Business. Tym bardziej, że w interesującym wywiadzie dla Pulsu Biznesu, prezes BZ WBK i były członek Rady Gospodarczej przy premierze Mateusz Morawiecki powiedział:
Z mojej praktyki i kontaktów z wieloma zagranicznymi inwestorami czy funduszami, które wchodzą bezpośrednio na rynek polski czy planują tego typu inwestycje, wiem, że jest to kluczowy raport. To lektura obowiązkowa dla tych, którzy zastanawiają się, gdzie poważnie inwestować – w Polsce, Słowacji czy Estonii. Ci, którzy mają takie plany i rozpatrują plusy i minusy lokalnych rynków, biorą ten raport do ręki.
Tak więc, indeks Doing Business nie jest kolejnym raportem o warunkach prowadzenia działalności gospodarczej lecz rankingiem, który może odgrywać ważną rolę w wyborze celów inwestycyjnych. Rządy poszczególnych państw poza motywami czysto prestiżowymi i wizerunkowymi mogą mieć realne powody ekonomiczne by maksymalizować wynik uzyskiwany w badaniu.
Powstaje w tym miejscu pytanie: na ile syntetyczny indeks Banku Światowego dobrze oddaje złożone środowisko gospodarcze i na ile skupianie się na poszczególnych punktach z tego indeksu realnie ułatwia prowadzenie działalności gospodarczej?
Tym bardziej, że wysiłek, który trzeba włożyć w poprawienie poszczególnych punktów indeksu może się bardzo różnić. Obniżenie wymagań kapitałowych dla nowych spółek wymaga niewielkich zmian legislacyjnych a obniżenie okresu potrzebnego do przeprowadzenia poszczególnych procedur gospodarczych (na przykład upadłości) wymaga olbrzymich zmian legislacyjnych i instytucjonalnych, de facto gruntownej reformy całego sądownictwa gospodarczego.
Zastanawiam się więc na ile rządowi udało się zerwać nisko wiszące owoce z rankingu Doing Business a stanowiące duże wyzwanie reformy czekają na przeprowadzenie?
Tym niemniej, miejsce w rankingu to miejsce w rankingu i jestem trochę zaskoczony, że ten istotny awans Polski został zepchnięty w mediach na drugi plan.
Nie był tak całkiem przemilczany bo w mediach prorządowych ( jak TokFM ) był szeroko komentowany. Może w ogólnopolskich TV po prostu doszli do wniosku że nie mależy wkurzać ludzi – bo
jak widać ten awans rodzi dysonans poznawczy również u szanownego gospodarza.
PS. Prawdopodobnie nigdy ( od 10 lat) nie zasługiwaliśmy na dopiero 74 i dalsze miejsca w tym rankingu. Z czego wynika taki awans – naprawdę trudno mi się dopatrzyć bo kilka regulacji ułatwiających prowadzenie biznesu w ostatnich latach zostało IMHO skuteczne przykryte tymi które to utrudniają. No chyba że „elastyczny” czas pracy jest tak wysoko ważony w rankingu…
No wiesz, kraj w którym mogły się wydarzyć takie „afery” jak Optimus czy JTT pod każdym względem zasługiwał na 74. miejsce. One były o tyle znamienne, że do ich rozpętania przyczyniło się wiele czynników mierzonych przez DB: jakość prawa, kultura prawna, jakość administracji.
Awans na 45. pozycję w pełni zasłużony, zarówno pod pozytywnym jak i negatywnym względem (czemu nie wyżej?). Poprawiła się ściągalność długów czy działanie sądów. Z drugiej strony fakt, że „się poprawiło” nie znaczy, że „jest zadowalające” – po prostu wtedy było jeszcze gorzej.
@Trystero: Mógłbyś przytoczyć jakieś ważniejsze ułatwienia dla przedsiębiorców z ostatnich dwóch lat? Ja sporo tego znam z okresu 2007-2011, ale dla lat 2012-2013 to mi nic nie wpada do głowy poza kasową zasadą VAT (tyle, że to nie jest takie ułatwienie jakim powinno być, bo jest trochę problemu z tym), deregulacją kosmetyczną paru zawodów, i te głupie obowiązki związane z Monitorami Polski B…
Z tego co kojarzę to w ostatnich dwu latach poprawiliśmy system wydawania pozwoleń na zbudowanie magazynu. Jeszcze niedawno ilość pozwoleń na magazyn i czas potrzebny dla uzyskania tych pozwoleń lokował nas gdzieś na samym dole światowych rankingów, dziś jesteśmy koło średniej europejskiej. Czas budowy magazynu jest jedną ze składowych dla rankingu DB.
Piszę to na podstawie artykułu o rankingu Doing Business który czytałem kilka miesięcy temu i go nie mogę teraz znaleźć – a pamięć bywa zawodna.
Pytanie poza głównym wątkiem notki. Dlaczego wg Ciebie standaryzowane testy są lepszą metodą pomiaru osiągnięć edukacyjnych niż średnia ocen z dziennika? Zgoda jeżeli te testy zastąpiłyby wszystkie sprawdziany cząstkowe, które pojawiają się w ciągu roku. Gdyby jednak przyjąć, że jeden test końcowy jest lepszy niż średnia ocen z dziennika to tutaj polemizowałbym.
Pozdrawiam
@ fmc
Takie same testy i takie same kryteria dla wszystkich szkół – w dużym uproszczeniu.
@ Bebok
Obniżono wymagania kapitałowe dla spółek. Tyle potrafię powiedzieć z pamięci. W wywiadzie, do którego linkuję jest trochę informacji.
@ karroryfer @ kravietz
Nie nazwałbym tego dysonansem poznawczym bo ja nie miałem opinii w tej kwestii. Mój kontakt z administracją jest niewielki i na ogół przyjemny. Tam gdzie mogłoby być inaczej deleguję sprawy specjalistom.
Dlatego tekst pisałem bez żadnej wstępnej tezy.
Hmm, z linkowanego wywiadu wynika, ze nasz awans wynika głównie z uproszczeń rejestracyjnych, kwestii dostępu do kapitału i szeroko rozumianych pozwoleń budowlanych (łącznie z magazynowymi, co ktoś wcześniej wspomniał). Wiem, że jest na tym forum sporo osób mądrzejszych w tym temacie ode mnie, więc chciałbym zapytać czy ktoś wie czy to zamknięty katalog tematów, który poprawiliśmy (z punktu widzenia rankingu oczywiście) czy coś jeszcze miało na ten awans wpływ?
@Trystero: wymagania kapitałowe dla spółek w lipcu 2011 obniżono, a mi chodzi o ostatnie 2 lata. Szkoda, że Bank Światowy nie pisze gdzieś konkretów :( Link czytałem ofkoz
@fmc
standaryzowane testy o tyle są lepsze od cząstkowych ocen od nauczyciela (oprócz tego co wspomniał trystero), że nie są obciążone znajomością ucznia przez nauczyciela oraz mierzą bardziej długofalowe przyswajanie wiedzy. W tym sensie, że nikt mi nie wmówi, że ktoś kto uczy się na klasówke z dowolnego przedmiotu (szczególnie nie ulubionego) po 2 miesiącach napisałby tak samo z marszu. W przeciwieństwie do testu na koniec gimnazjum, czy matury, gdzie każdego rodzaju nauka przed nie ma żadnych szans być efektywna, więc lepiej żeby ta cała wiedza już tam była :P
„W przeciwieństwie do testu na koniec gimnazjum, czy matury, gdzie każdego rodzaju nauka przed nie ma żadnych szans być efektywna”
A to bazując na czym? Bo bazując na doświadczeniu mogę powiedzieć, że w wielu przypadkach nie ma większego sensu uczyć się wcześniej niż na miesiąc przed i w bardzo krótkim czasie można dramatycznie poprawić swoje rezultaty ćwicząc pod kontretny test bądź typ testu.
Właśnie dlatego testy te nie tylko są obarczone ryzykiem zwracania zafałszowanego wyniku ze względu na wpływ na badany obiekt, ale mogą być też zwyczajnie niebezpieczne dla systemu edukacyjnego jako całości.