Przynajmniej od kilku lat fascynuje mnie zjawisko polegające na tym, że pozbawieni specjalistycznych kompetencji* komentatorzy hobbystycznie weryfikują, falsyfikują, krytykują a często ad hoc tworzą alternatywy dla złożonych teorii naukowych – budowanych przez całe dekady, przez setki, tysiące specjalistów.
Lektura blogów i komentarzy w internecie, felietonów i artykułów prasowych prowadzi do wniosku, że świat pełen jest ekspertów od klimatologii, wakcynologii, biologii i wielu innych dziedzin wiedzy, którzy na przykład zamiast prowadzić badania naukowe z sobie tylko znanego powodu pracują jako felietoniści w tabloidzie albo prowadzą programy w telewizji śniadaniowej.
Zastanawiałem się nad przyczynami tego zjawiska i stworzyłem hipotezę paradoksu postępu. Jestem przekonany, że ktoś inny opisał (dużo lepiej!) już to zjawisko (ostatnio odkryłem, że ktoś wcześniej wpadł na moją ideę prawd o charakterze dualnym – nazwał je deepity) ale ponieważ nie natrafiłem na tę ideę to przedstawię je jako swój pomysł.
Paradoks postępu to hipoteza, która zakłada, że charakter postępu naukowego sprawia, że przy stabilnie rosnących przeciętnych kompetencjach naukowych wykształconej części społeczeństwa zwiększa się dystans pomiędzy przeciętnymi kompetencjami a granicami (horyzontem) poznania. Granice poznania rozszerzają się dużo szybciej niż rośnie przeciętna wiedza.
Każde kolejne pokolenie jest najmądrzejszym (zobacz także: efekt Flynna) pokoleniem w historii a jednocześnie znajduje się dalej od granic poznania niż jakiekolwiek wcześniejsze pokolenie.
Spekuluję na przykład, że wiedza naukowa Newtona w dużo mniejszym stopniu odstawała od wiedzy naukowej wykształconego człowieka w XVII wieku niż wiedza naukowa Feynmana odstawała od przeciętnej wiedzy naukowej wykształconego człowieka w XX wieku. Mimo tego, że przeciętna wiedza naukowa wykształconego człowieka w XX wieku była nieporównywalnie wyższa niż wiedza naukowa osób współczesnych Newtonowi**.
Wyobrażam sobie, że dużo łatwiej było Newtonowi porozmawiać o swoich odkryciach ze swoimi wykształconymi przyjaciółmi (nawet jeśli nie byli fizykami) niż Feynmanowi opisać swoje badania przyjaciołom nie zajmującym się zawodowo fizyką.
Przeczytałem kiedyś opinię, że dla przeciętnego człowieka, nauka – na wystarczająco wysokim stopniu zaawansowania – nie różni się istotnie od magii. Paradoks postępu zakłada, że nie ma znaczenia jak bardzo zwiększy się wiedza naukowa przeciętnego człowieka – to co się dzieje na granicach poznania (powiedzmy: badania cząstek elementarnych w LHC) będzie poza zasięgiem jego poznania.
Jeśli paradoks postępu rzeczywiście istnieje to powinien mieć poważne konsekwencje – właśnie w postaci powszechności występowania efektu Krugera-Dunninga. Paradoks postępu zakłada przecież istnienie pokoleń coraz lepiej wykształconych ludzi, dysponujących coraz większą wiedzą i mających coraz mniejsze pojęcie o tym co dzieje się na granicach poznania. Inną konsekwencją paradoksu postępu będzie zanikanie zjawiska rzeczywistych multidyscyplinarnych ekspertów. Napisałem rzeczywistych ponieważ nie mam wątpliwości, że pretendentów do tej roli nie będzie brakować.
Zastanawiam się także, na ile dałoby się pokazać paradoks postępu w innych dziedzinach, na przykład w ekonomii. W USA, przy okazji dyskusji o nierównościach ekonomicznych pojawia się czasem argument, że współcześni „biedni” prowadzą pod wieloma względami lepsze życie niż arystokracja trzy czy cztery stulecia temu. Sam używam argumentu, że klasa średnia prowadzi teraz wygodniejsze życie niż europejscy monarchowie absolutni w XVIII wieku. Nie mogę jednak wykluczyć idei, że przy tak gigantycznym skoku przeciętnej zamożności – dystans pomiędzy przeciętną zamożnością a super-bogatymi zwiększył się w ostatnich kilkuset latach.
Proszę zwrócić uwagę że ten i poprzedni tekst odbiegają trochę od formuły tekstów na tym blogu. Są to moje luźne przemyślenia, oparte na nierygorystycznych obserwacjach i generalizacjach. Nie zamierzam ich intensywnie bronić ponieważ wychodzę z założenia, że z tych samych obserwacji, które poczyniłem można wyciągnąć odmienne wnioski.
* Chciałbym przy tym podkreślić, że piszę o ludziach pozbawionych kompetencji a nie ludziach pozbawionych formalnych kompetencji czy formalnych tytułów naukowych. Jestem przekonany, że nauka i Akademia powinny być strukturami otwartymi i nie przywiązuje dużej wagi do formalnego wykształcenia.
** Zaryzykowałbym twierdzenie, że absolwent mat-fiz w dobrym liceum ma większą wiedzę z fizyki niż Newton.
Do tego trzeba chyba jeszcze dorzucić teorie spiskowe. Np. antyszczepionkowcy non stop sobie wycierają gębę argumentem, że szczepionki to spisek BigPharma
No właśnie, te teorie spiskowe są bardzo śmieszne. Ludzie wierzą że szczepionki są po to żeby zmniejszyć zaludnienie świata o 90%. Może to i prawda, kto wie?
Popieram autora, co do „paradoksu postępu”. Z tego pododu USA chce ograniczyć ilość studentów z zagranicy. Czytałem o tym w kilku amerykańskich magazynach.
Chodzi o to że ludzie z zacofanych technologicznie krajów dostają się na amerykańskie uniwersytety i za śmieszną cenę zdobywają wiedzę, która kosztowała miliardy dolarów, kiedy prowadzono badania.
O ile wiem, już nie przyjmują Chińczyków, Polaków, Czechów i tym podobnych na pewne kierunki. Oczywiście, jeśli ktoś chce studiować filozofię albo marketing, droga jest otwarta. I tutaj jest ten problem „paradoksu postępu” bo polskie uczelnie techniczne nie są w stanie uczyć ludzi najnowszych zagadnień, no bo jak mają uczyć, jeśli ta wiedza jest chroniona? Co robią więc polskie uczelnie? Proste, dają do nauki matematykę, matematykę i jeszez raz matematykę żeby wypełnić czas studentom. Dojdzie jeszcze kilka przedmiotów, gdzie będą kazali na pamięć uczyć się wzorów termodynamiki itp. To jest właśnie „Paradoks Postępu”, tak jak pisze autor, fizyk nie będzie w stanie zrozumieć drugiego fizyka. Podejrzewam że będzie tak, kiedy polski fizyk będzie rozmawiał z amerykańskim. Z pewnością nie będą się rozumieli, nawet jeśli założymy że polski fizyk zna biegle angielski. Jest to smutne, ale USA wydaje miliardy dolarów na badania i ludzie, których wiedza kosztowała miliony dolarów jest całkowicie inna niż kogoś, kto skończył studia w biednym kraju jak Polska. Zresztą, w Polsce nie ma potrzeby kształcenia takich ludzi, bo nie będzie dla nich pracy. Przecież w Posce nie robi się tego typu badań, nie potrzebni są też zachodni fizycy i zachodni inżynierowie.
Chcę jeszcze dodać że „Paradoks Postępu” mnie bardzo niepokoi. Jeszcze przed II wojną światową, wiedza polskich inżynierów nie była dużo niższa niż niemieckich. Zgadza się, nasza armia była na koniach, Niemcy mieli czołgi, ale wynikało to nie tyle z braku wiedzy technicznej, co braku infrastruktury. Polscy inżynierowie mieli już wtedy wiele zasług, przykładowo samolot Łoś. Od tego czasu, różnica pogłębia się. Polska nauka pozostaje coraz bardziej w tyle. Przybrało to już katastrofalne rozmiary.
Jak myślicie, do czego może to doprowadzić?
Czy staniemy się poddanymi USA?
Amerykanie świadomi są swojego postępu i atakują sobie kraj za krajem. W tymprzypadku postęp oznacza przewagęmilitarną nad światem.
Nie Fennymana tylko zapewne Feynmana.
Przy okazji: w czasach Newtona nauka nie miała tak wielkiego autorytetu w społeczeństwie jaki ma dziś. Z tego może wynikać ten niesamowity wysyp wannabe ekspertów w naszych czasach.
@ pafcio
Dzięki za uwagę.
Kwestia autorytetu i reputacji nauki to interesująca sprawa ale brakuje mi informacji o sytuacji sprzed 50 czy 100 lat. Wydaje się mi, że dosyć łatwo jest w tym przypadku dać się zwieść pozorom i z reguły kwestionuje swoje wrażenie, że ataki na naukę znacznie się nasiliły w ostatnich latach.
o tej magii i nauce to Asimov ;)
http://en.wikipedia.org/wiki/Clarke%27s_three_laws
napisałem Asimov… taaa, pięknie.
@ GZ
Dzięki.
„Any sufficiently advanced technology is indistinguishable from magic” – Arthur Clarke
@Sceptyk:
W tym co piszesz to prawie same nieprawdy.
1. Wiedza polskich studentów jest na dobrym poziomie i najlepsi polscy studenci mogą z powodzeniem konkurować z Amerykanami, robią w USA doktoraty i zostają profesorami na ich uczelniach.
2. Są też w Polsce wybitni teoretycy na światowym poziomie.
3. Informacje o tym, że amerykańskie uczelnie nie chcą przyjmować zagranicznych studentów to chyba największa nieprawda którą się tutaj podzieliłeś. Możesz podać źródło?
Myślę, że Polska może być w tyle jeżeli chodzi o nauki eksperymentalne, które wymagają dużych nakładów finansowych. Poziom studentów z magistrem chyba też się obniża, ale to wynika z innych przyczyn niż „Polska jest biedna” (możliwe powody to presja na kształcenie dużej ilości magistrów, komercjalizacja edukacji). Poziom studentów Amerykańskich z licencjatem jest całkiem żenujący, jeżeli się popatrzy na średnie.
„W USA, przy okazji dyskusji o nierównościach ekonomicznych pojawia się czasem argument, że współcześni „biedni” prowadzą pod wieloma względami lepsze życie niż arystokracja trzy czy cztery stulecia temu.”
Każdy kij ma dwa końce – w ten sposób można dowodzić różnych rzeczy np: tego iż w powojennym ZSRR ludziom żyło się lepiej niż za Carów, a więc system ten nie był taki zły, jak się powszechnie sądzi :)
@kujawianin
Czyli zaprzeczasz istnieniu „Paradoksu Postępu”?
Co masz na myśli pisząc: „najlepsi polscy studenci mogą z powodzeniem konkurować z Amerykanami”.
Rozumiem że w każdym dniu i w każdej godzinie odbywa się takie konkurowanie. Czyli oni nie mogą konkurować, tylko konkurują.
Amerykanie budują rakiety kosmiczne, najlepsze uzbrojenie światowe, budują samoloty,samochody, komputery, są najlepsi w wywiadzie. Co takiego projektuje się w Polsce?
Czy mamy polski samochód, może polski samolot, a może polski wahadłowiec, może jakieś uzbrojenie na światowym poziomie. Napisz nam więcej o tej konkurencji. Jeśli jest konkurencyjność, w jakiej dziedzinie mamy większą wiedzę niż Amerykanie? Ile zdobyliśmy Nagród Nobla, nie licząc pokojowych i literackich?
Chyba Nagroda Nobla to najlepszy dowód konkurencji.
@sceptyk
„Co takiego projektuje się w Polsce?”
Autobusy i pojazdy szynowe, żeby daleko nie szukać.
@Sceptyk
Inną sprawą jest to posiada wiedzę i wykorzystuje ją podczas projektowania, researchu, etc., a inną sprawą gdzie znajdują się firmy, które tych ludzi zatrudniają. To prawda, że rakiety buduje się w USA, ale ludzie, którzy to robią to w znakomitej większości obcokrajowcy.
Teorię o odcinaniu do dostępu do wiedzy nie bardzo da się obronić, kiedy co chwile pojawiają się projekty takie jak Coursera, które współpracując z największymi uczelniami (Stanford, MIT) udostępniają wiedzę tam wykładaną za darmo ludziom na całym świecie.
Dzięki internetowi i otwartości tych materiałów łatwo z resztą porównać poziom nauczania na uczelniach polskich i zagranicznych – i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że zakres wiedzy nauczanej na kierunkach informatycznych (na najlepszych uczelniach) u nas w kraju jest podobny lub nawet lepszy niż na tych najbardziej znanych z Ivy League
@Sceptyk; czy potrafisz udokumentować opinię, że niektóre kierunki amerykańskich uczelni nie przyjmują Chińczyków, Polaków etc. na studia? Według mojej wiedzy na ten temat to opinia fałszywa. Jest przeciwnie: chętnie przyjmują Chińczyków, Polaków, etc. na studia na „trudnych” kierunkach: takich, na których trzeba mieć wysokie kwalifikacje intelektualne i umieć intensywnie pracować. Wyjaśniają to tak: młodzi Amerykanie, wychowani w dostatku i przyzwyczajeni do wygodnego życia, po prostu nie chce się wysilać dla zdobycia wysokich wprawdzie (prestiżowo), ale abstrakcyjnych i mało praktycznych kwalifikacji. Więc unikają tychże trudnych studiów, a wolne miejsca (w tym stypendia) zajmują obcokrajowcy.
@Sceptyk,
problem w tym, że w Polsce projektuje się niemal wszystko, ale prawie w ogóle dla Polski, czy polskich firm. Poza wspomnianymi powyżej autobusami (Solaris jest zarejestrowany w Niemczech – kwestie podatkowe…), w Polsce jest całe mnóstwo ośrodków badawczo-rozwojowych.
Sam na studiach pracowałem w EC-Engineering – polska firemka, która za grosze projektuje dla takiach gigantów jak FEV, MTU (czyli wszystkie silniki niemieckiego przemysłu od okrętów po słynne silniki Audi w LeMans), Airbus (w moich czasach pylony silników do A380). Po studiach pracowałem w krakowskim Delphi – czyli części do wszystkich samochodów, głównie GM, ale też wiele detali dla innych samochodów.
Obecnie pracuję w Warszawie dla Amerykanów – projektujemy tutaj silniki odrzutowe przyszłości.
W Polsce projektowane są także drony dla polskiej armii, kilka z nich widziałem na dniach otwartych Instytutu Lotnictwa.
Zauważ, że napisałem tylko o rzeczach, z którymi miałem bezpośredni kontakt.
Wyjątkiem od reguły, że polski inżynier projektuje fantastyczne rzeczy ale nie dla Polski, są polskie pociągi, sam 9 miesięcy pracowałem nad SKM dla Warszawy (jeszcze na studiach – ciekawostką jest, że cały projekt zajął mniej niż rok 9 osobom! oczywiście soboty i niedziele pracujące), wiem też że nieskopodłogowe tramwaje PeSy też powstały w całości w Polsce.
Potwierdzić mogę, że polskie studia techniczne są w tyle za dobrymi amerykańskimi, gdyż też miałem porównanie. Ale jednak z chęcią dzielono się ze mną wiedzą, a także wszystko rozumiałem i byłem i jestem wartościowym pracownikiem dla moich amerykańskich pracodawców.
Chcę podkreślić, że pracuję nad tym co będzie latać w przyszłości, więc nie jesteśmy, jako naród, zapóźnieni – potrafimy korzystać z know how Amerykanów, a nawet je wzbogacać. Wszelkie patenty z naszej pracy idą na konto USA.
Tak było z każdym biurem, w którym pracowałem. Stąd też nasze żenujące miejsce w rankingach innowacyjności.
Problemem jest ogromna głupota rządzących podczas transformacji – większość przemysłu była do uratowania, co udało się choćby Czechom. Wystarczyłby jakikolwiek okres ochronny. Polscy inżynierowie nie pracują dla polskich firm, poza pewnie budowlanką, choć Skanska to chyba nie jest polska firma, więc pewnie tam jest tak samo – choć to raczej nie jest high tech :-)
Na koniec historia Polski/Europy i jak omineliśmy rozwój techniczny – płaciliśmy tanim zbożem wytwarzanym przez masę chłopów-nieowlników za każdą rzecz produkowaną na Zachodzie przez nielicznych specjalistów:
http://fortyy.w.interia.pl/Narodziny.pdf
Dużo napisałem, co projektują polscy inżynierowie, ale wykosił mnie chyba antyspam.
W skrócie – Polacy projektują niemal wszystko, w tym wiele rzeczy z absolutnej czołówki.
Niestety dla państwa polskiego (bo dla inżynierów lepiej) prawie 100% tych prac jest zlecanych przez kapitał zagraniczny.
Czyli wytwarzamy dobra, na których nie zyskuje Polska, poza nami samymi (bo praca dla zachodnich firm jest dużo lepiej płatna niż dla polskich).
@ Wojtek
Wyciągnąłem Twój komentarz ze Spamu. To działania automatu.
Tyle pogrubień tekstu, że poczułem się jak na wpolityce.pl :D
Sorry, musiałem :D
@ Bebok
Busted!
Dziękuję Wojtku za obszerne wyjaśnienie. O tym nie wiedziałem, że w Polsce projektuje się dla firm zachodnich.Kiedyś znałem pewnego informatyka, który stracił pracę, bo jego firma zaczęła dawać prtojekty do RPA, bo tam jest taniej niż w Anglii.
To że na niektóre kierunki studiów nie przyjmuje się zagranicznych studentów, czatałem w „Time Magazine”.
Okazuje się że założyciel Baidu starał się na 7 uczelni w USA. Tylko jedna uczelnia przyjęła go, co było niezgodne z przepisami, jednak uczelnia potrzebowała pieniędzy. Nie muszę już dodawać, że Amerykanie nie mogą sobie tego wybaczyć. Stracili miliardy, bo facet otworzył drugą największą na świecie wyszukiwarkę i do tej pory Amerykanie nie są w stanie kontrolować tego rynku. Przy okazji podano inne kierunki studiów, na które nie przyjmuje się ludzi z zagranicy.
dzięki niewiarygodnemu postępowi codziennie miliony ludzi na świecie dochodzi do przełomowych wniosków oglądając kolejny odcinek ulubionego serialu.
chyba ktos skopiowal pomysl i czesc dobrego wpisu :)
http://www.spidersweb.pl/2013/09/po-co-miliarderowi-studia.html
@Trystero
Czy nie przeszła Ci przez głowę myśl, że zjawisko o którym piszesz na początku, w równym stopniu dotyczy niniejszego wpisu? Przecież pozbawiony specjalistycznych kompetencji komentator hobbistycznie tworzy – „uzbrojony” jedynie w Wikipedię – alternatywę dla złożonych teorii metanaukowych dyskutowanych w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Ta notatka to bardziej wyraz popularnych i potocznych przekonań, niż próba kompetentnego nawiązania do dyskursu jaki się toczy w ramach refleksji nad nauką.
Piszę to bez cienia złośliwości, motywowany jedynie ciekawością dotyczącą tego, co wyróżnia powyższe „luźne przemyślenia, oparte na nierygorystycznych obserwacjach i generalizacjach” od innych tego typu.
@ osoamoroso
Generalnie za każdym razem gdy piszę o błędach kognitywnych, skrzywieniach ideologicznych, piszę to z założeniem, że zagrożenia obejmują też mnie.
Natomiast w tej konkretnej kwestii nie widzę problemu, o którym piszesz. Nie neguję żadnych teorii naukowych, nie próbuję zachowywać się jakbym był w tej dziedzinie ekspertem w dziedzinie filozofii nauki i psychologii. Dzielę się jedynie pewną refleksją, która może się okazać poprawna lub nie.
> Spekuluję na przykład, że wiedza naukowa Newtona w dużo mniejszym stopniu odstawała od wiedzy naukowej wykształconego człowieka w XVII wieku niż wiedza naukowa Feynmana odstawała od przeciętnej wiedzy naukowej wykształconego człowieka w XX wieku.
Co może być spowodowane tym, że nauka stała się bardziej popularną ścieżką zawodową w XX wieku niż w XVII wieku przez co definicja wykształconego człowieka się zliberalizowała. W Wielkiej Brytanii liczba członków Royal Society w czasach Newtona wynosiła kilkaset (https://en.wikipedia.org/wiki/Royal_Society) natomiast populacja kraju wynosiła około 6 milionów (https://en.wikipedia.org/wiki/Demography_of_the_United_Kingdom). Zachowując proporcje dzisiaj mielibyśmy około 1000 wykształconych Brytyjczyków. Podejrzewam że dystans pomiędzy tysiącem najwybitniejszych naukowców w Wielkiej Brytanii (nawet z różnych dziedzin) nie ma wcale większego dystansu niż w XVII wieku.
Podejrzewam że dystans pomiędzy
„Zaryzykowałbym twierdzenie, że absolwent mat-fiz w dobrym liceum ma większą wiedzę z fizyki niż Newton.” – z fizyki jeśli chodzi o wiedzę to zainteresowany dzieciak z podstawówki ma większą.
Oczywiście to jest tylko o wiedzy o fizyce, jego wiedza matematyczna to czy umiejętności – czy to związane z fizyką czy matematyką są w kompletnie innej klasie.
Ja też staram się mieć ogląd na wiele spraw, a teorie spiskowe opicują całą dostępną rzeczywistość – są teaoriami totalnymi. To jest chyba nieświadoma forma obrony mniej sprawnych umysłów przed zalewem sprzeczych informacji. Z tego wszystkiego umysł wybiera sobie to, co go najbardziej przekonuje – o tym pisał też Trystero, że silne wzmocnienie mają teorie, z którymi się zgadzam światopoglądowo. Ale w ten sposób oddalamy się od nauki czystej, która stawia pytania i nie oczkuje założonych rezultatów. Pozostaje nam chyba jeszcze bardziej wsłuchiwać się w siebie. Zakończę gnostycko-alchemicznie: „ten skarb musisz odnaleźć w sobie, bo to ty jesteś kopalnią” :-) Może tu jest też klucz do generalnie polepszania świata – dawać z siebie coś indywidualnego, niepowtarzalnego.
Co do decyzji inwewestycyjnych na giełdzie, to, o czym pisałem już kiedyś, zdaję się na własną intuicję przy oglądaniu wypowiedzi prezesów firm, na zasadzie: czy z tym człowiekiem chciałbym podpisać kontrakt. Choć może dzisiaj, kiedy giłda jest w dużej części oderwana od fundamentów, powinienem zacząć medytować na temat: „w co bym włożył swoje miliardy dolarów, w obecnych niepewnych i burzliwych czasach” – wejść w głowę „wielkiego kapitału” ;)
Przepraszam za literówki :)
@Trystero – z tego co pamiętam pisał o tym m.in. Lem, zdaje się, że w Dziennikach Gwiazdowych. Bardziej o tym, że coraz większa wiedza wymusza coraz węższą specjalizację.
@pafcio.gazeta – nie zgodzę się z tezą, że w czasach Newtona wykształcenie miało niższą renomę niż teraz. Kilka przykładów ze średniowiecza i renesansu:
– królowie, często niepiśmienni, za „punkt honoru”stawiali sobie fundowanie uniwersytetów, co było wówczas o wiele trudniejsze niż dziś. Obecnie zgoda Papieża nie jest potrzebna. Papieże niechętnie wydawali zgodnę na fundowanie uniwersytetów nie dlatego, że nie lubili nauki, ale ponieważ posiadanie uniwersytetu, a więć i zgoda na jego wydanie, było olbrzymim prestiżem tak dla państwa jak i władcy.
– kanclerz Jan Zamojski, do końca życia się chwalił, że w czasach studenckich był rektorem (przewodniczącym studentów) akademi padewskiej.
– W Chinach aby przynależeć do klasy mandarynów, trzeba było zdać trudny egzamin państwowy.
– W Średniowieczu umiejętność pisania była traktowana niemalże jak umiejętności magiczne, choć bez negatywnych konotacji. Stąd się wzięła wiara w magiczną moc run. Jeszcze po II WŚ przeprowadzane badania socjologiczne wśród niepiśmiennych Polaktów wykazywały iż analfabeci traktują umiejętność pisania z olbrzymim poważaniem i odrobiną strachu.
Szacunek do wiedzy spada raczej teraz, kiedy tytuł magistra stał się powszechny a szereg osób po naczytaniu się wikipedii uważa się za eksperta w każdej możliwej dziedzinie ;)
@Arturro
> a szereg osób po naczytaniu się wikipedii uważa się za eksperta
Żeby z wikipedii to byłoby jeszcze pół biedy: w wikipedii obowiązuje zasada nadrządności treści pochodzących z publikacji peer review (czyli jeśli coś co przeszło peer review stoi w sprzeczności z czymś co nie przeszło, to to drugie jest z niej usuwane) – dzięki temu w Wiki nie ma denializmu klimatycznego czy kreacjonizmu.
Jest masa de…li uważających się za ekspertów po obejrzeniu kilku filmików na YouTube’ie i przeczytaniu kilku stron internetowych z teoriami spiskowymi. Niestety jedną z takich osób jest mój „ulubiony” kulturoznawca.
„Każde kolejne pokolenie jest najmądrzejszym (zobacz także: efekt Flynna) pokoleniem w historii a jednocześnie znajduje się dalej od granic poznania niż jakiekolwiek wcześniejsze pokolenie.”
Pojawił się ostatnio równiez fenomen negatywnego efekty Flynna czyli spadek IQ w pokoleniu:
http://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0160289613000706
Podejrzewam, że np. w Grecji też spada IQ.