W czasie niespodziewanie długich wakacji od prywatnego blogowania sporo się wydarzyło. Cyniczna osoba mogłaby podsumować ten okres stwierdzeniem, że pomiędzy rosyjską inwazją na Ukrainę a najbardziej śmiercionośną epidemią Eboli w historii, amerykański rynek akcyjny wielokrotnie poprawił historyczne maksima.
Powrót do blogowania chciałbym rozpocząć od przypomnienia zaledwie kilku informacji ekonomicznych, które pokazują jak skuteczna jest kremlowska machina propagandowa. Zgodnie z opiniami sprzyjających Putinowi ekspertów, Rosja jest globalnym graczem, realnym partnerem dla Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Takie spojrzenie na współczesny układ geopolityczny jest w gruncie rzeczy fundamentem prorosyjskiej postawy. Ekstremalną formę tego stanowiska można dostrzec choćby w tym artykule opublikowanym w lewicowym Jacobin Magazine. Daniel Lazare nie tylko stawia w nim znak równości pomiędzy pokojowym i demokratycznym poszerzeniem NATO o państwa Europy Centralnej (znajdujące się wcześniej w sowieckiej strefie wpływów) a rosyjską inwazją militarną na Ukrainę i bezprawnym zagarnięciem części jej terytorium. Publicysta wychodzi z założenia, że pomiędzy Rosją z Sojuszem Północnoatlantyckim powinna się utrzymywać jakaś forma równowagi – tak jakby putinowska Rosja i blok północnoatlantycki* byli równorzędnymi partnerami.
Rosja nie jest żadnym partnerem dla bloku północnoatlantyckiego. Zestawienie ekonomicznych i militarnych potencjałów Rosji i NATO w najmniejszym wypadku nie wskazuje, że pomiędzy Rosją a blokiem północnoatlantyckim powinno istnieć jakieś partnerstwo.
Gdy blok północnoatlantycki wygrywał zimną wojnę, w 1989 roku, miał 4,4 razy większą gospodarkę niż ZSRR i jego europejscy satelici**. Obecnie ta przewaga wynosi 12,2 do 1. Potencjał gospodarczy Rosji i Białorusi to mniej niż 9% potencjału UE, USA i Kanady.